17 marca 2013

Chapter eleven


Najpierw poczuła ból. Później poraziła ją jasność, znowu. Później usłyszała pikanie maszyn, do których najprawdopodobniej była podłączona. Z jej suchych ust wydobył się cichy jęk, a mimo szczerych chęci, nie mogła otworzyć oczu. Usłyszała jak ktoś siedzący obok gwałtownie nabiera powietrza do płuc i zaczyna mamrotać pod nosem.
            Podczas, gdy Cassie chrypiała coś pod nosem, Blake wybiegł z sali, rozglądając się za lekarzem lub pielęgniarką. Kiedy już ich znalazł, został wyproszony z pomieszczenia, gdzie leżała Cassie.
            Zakrył usta dłonią, czując jak po jego policzkach spływają łzy radości. Opadł na podłogę, ocierając twarz. Zaśmiał się. Ten dźwięk był pełen ulgi. Poczuł jak ciężar opuszcza jego serce. Mimo tego, że bał się reakcji Cassie, cieszył się, że od teraz może być tylko lepiej.
            Nie wiedział jak rudowłosa zareaguje. Wszyscy ją zranili i doprowadzili na krawędź. Co powie? Jak postąpi? Czy będzie ich nienawidziła? Czy im wybaczy? Dziesiątki pytań kłębiły się w głowie chłopaka. Jednak przed oczami miał jedynie twarz dziewczyny, która za ścianą wracała do życia. Jakkolwiek to brzmiało. Cassie wróciła. Przeżyła. Bóg dał jej jeszcze jedną szansę, aby ułożyć sobie życie na lepsze.

            Godzinę później
            Trójka nastolatków z niepokojem przechadzała się korytarzem. Samantha cały czas obgryzała paznokcie, nie odzywając się do nikogo. Z niecierpliwością czekali na jakąkolwiek informacje na temat zdrowia rudowłosej.
            Wszyscy znieruchomieli, kiedy usłyszeli jak lekarz wychodzi z sali. Podszedł do nich, składając ręce. W jego oczach czaiły się błyski radości.
            - Co z nią? – spytał Hugo, zagryzając wargę.
            - W porządku. Odzyskała przytomność, jej stan jest stabilny, jednak przetrzymamy ją jeszcze tutaj przez kilka dni, aby wykonać rutynowe badania. Później trzeba będzie podjąć decyzję o dalszym leczeniu – powiedział, kiwając co chwila głową. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Słowa lekarza brzmiały w miarę optymistycznie.
            Mężczyzna powiedział jeszcze kilka rzecz na temat zdrowia dziewczyny po czym odszedł do swojego gabinetu. Dostali pozwolenie, aby zobaczyć się z Cassie, więc ruszyli w stronę pokoju, gdzie leżała.
            Zatrzymali się przed drzwiami, bijąc się z myślami i wątpliwościami. Każdego ogarnął strach i wyrzuty sumienia. Tak ogromne poczucie winy i ból, który ściskał im serca. Po kilku długich sekundach, nacisnęli klamkę i weszli do środka. Poczuli na sobie wzrok zmęczonych tęczówek Cassie. Rudowłosa w pierwszym odruchu zacisnęła usta, jednak po chwili rozluźniła je, przełykając ślinę.
            - Jak się czujesz? – spytała szeptem Sam, podchodząc bliżej. W jej oczach kryły się nieme przeprosiny i ogromny smutek. Cassie to dostrzegła i poczuła jak coś ściska ją w piersi.
            - Trochę słabo – uśmiechnęła się delikatnie. – Ale w porządku…
            - Cassie, nawet nie wiesz jak nam przykro – załkała Sam, kręcąc głową. Z jej ciemnych oczu wypłynęły łzy. – Przepraszam, że to przez nas się do tego posunęłaś. Że zadaliśmy ci taki ból – wyjąkała, co chwila ocierając łzy, które ciurkiem spływały po jej zmęczonej twarzy.
            Rudowłosa milczała, a po chwili zagryzła wargę, odwracając głowę. Nic nie odpowiedziała, jednak w jej piersi pojawiło się przyjemne ciepło. Mimo bólu jaki odczuła, kiedy zobaczyła ludzi, którzy tak ją zranili, cieszyła się, że tu są.
            Po rozmowie z matką, zrozumiała kilka rzeczy. Pragnęła wybaczyć przyjaciołom. Cierpiała. I to bardzo. Ale dzięki nim dowiedziała się czym tak naprawdę jest przyjaźń i miłość. Miała kogoś, kto się o nią troszczył. To było przyjemne uczucie, którego dawno nie zaznała. Nie chciała tego tracić. Mimo wszystko nie chciała tracić i c h.
            - Mój ojciec nie zawitał w szpitalu, prawda? – spytała zachrypniętym głosem, po dłuższej chwili milczenia. Mimo, że to pytanie było bardziej retoryczne, cała trójka pokiwała nieśmiało głowami, spuszczając wzrok. Cassie westchnęła ciężko. Nie odczuła smutku, ani rozczarowania. Nie była zawiedziona. Spodziewała się tego. Gdzieś jednak w głębi duszy miała nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Iż fakt, że była na granicy śmierci, wymusi na jej ojcu jakąkolwiek ludzką i rodzicielską reakcję. Cóż, nadzieja matką głupich.
 Cieszyła się, że przynajmniej nie obudziła się sama. Ktoś przy niej był. A dokładniej stojąca przed nią trójka ludzi. To coś znaczyło, prawda? To znaczyło, że jest dla nich ważna. Sam fakt dawał jej siłę.
Siłę, aby walczyć.
Pięć minut później, po krótkiej i dość niezręcznej rozmowie jaką odbyli, Blake przeprosił na chwilę przyjaciół i wrócił z powrotem do Sali Cassie. Dziewczyna spojrzała na niego z przestrachem. Ciemnowłosy bez słowa zajął krzesło obok szpitalnego łóżka.
- To krzesło powinno zostać ochrzczone moim imieniem – powiedział śmiejąc się krótko, aby rozluźnić atmosferę. Cassie mu zawtórowała. – Tęskniłem za twoim śmiechem…
Dziewczyna spuściła wzrok, czując piekące ją łzy. Zamrugała kilka razy, unosząc głowę do góry, nie chcąc, aby łzy wypłynęły na powierzchnię.
- Słyszałam… - zaczęła cicho, patrząc nieśmiało na zdezorientowanego chłopaka. – Słyszałam to, co mówiłeś, kiedy byłam nieprzytomna… - powiedziała, czując jak jej dłonie się pocą. Sama nie wiedziała dlaczego o tym mówi. Może powinna zatrzymać to dla siebie? Ale nie chciała dłużej go zwodzić. Ani być zwodzoną. Chciała szczerości. Prawdy. Szczerych słów. Żadnych kłamstw. – To prawda? Mówiłeś szczerze? – spytała nieśmiało. Kompletnie nie wiedziała jak się zachować.
- Całkowicie. Cała prawda o tym, co do ciebie czuję. Wszystko, czego nigdy ci nie powiedziałem – powiedział, kręcąc głową. Parsknął krótkim, gorzkim śmiechem. – Gdyby nie moje kłamstwa, nie trafiłabyś tutaj – jęknął, przeczesując dłonią włosy i ciągnąc je za końcówki.
- To nie twoja wina – wychrypiała, chwytając go za dłoń. Kiedy chłopak poczuł jej dotyk, zaskoczony uniósł wzrok, napotykając oczy dziewczyny, w których czaiło się ciepło, przysłonięte zmęczenie. – To tylko… Ja. Jestem jaka jestem i doskonale wiem, że jeśli nie spotkałabym was, stałoby się to dużo wcześniej. To naprawdę nie była wasza wina, ani moja pierwsza… Próba – dokończyła, zdławionym głosem. – Jestem bezsilna, wiesz? – szepnęła. – Ale kiedy mam was, czuję, że mogą to zmienić. Kiedy jesteś przy mnie, mam wrażenie, że nic złego nie może mnie spotkać. I bez względu na to, jak dennie to brzmi, taka właśnie jest prawda – dokończyła, a w jej ciemnoniebieskich oczach stanęły łzy.
Blake zaczerpnął powietrza do płuc, otwierając szerzej oczy. Poczuł jak jego serce zaciska się z bólu, a oddech staje się płytki.
- Naprawdę tak uważasz? – wyszeptał, zakłopotanym ruchem przeczesując ciemnobrązowe włosy.
- Tak – powiedziała rudowłosa, patrząc się w sufit, mrugając szybko. Spojrzała na niego szklistymi oczami. – Ale… To nie zmienia faktu, że to, co zrobiłeś Drewowi było… Podłe. Zabolało. On był moim przyjacielem, Blake, a ty kierowałeś się zawiścią, aby go zniszczyć – powiedziała łamiącym się głosem. – Jak ja po takim czymś mogę ci zaufać?
Chłopak milczał przez chwilę, po czym kiwnął głową.
- Yeah, masz rację – powiedział, kręcąc głową i pocierając dłonią twarz. – Sam sobie nie ufam – powiedział pod nosem. – Naprawdę przepraszam cię za to, co mu zrobiłem. Byłem takim cholernym egoistą. Traktowałem cię jak przedmiot. Tak bardzo cię kurwa przepraszam, Cassie – jęknął, oddychając szybko.
Rudowłosa westchnęła cicho, opadając na poduszki i przymykając powieki.
- To nie mnie powinieneś przepraszać, Blake – powiedziała, kiwając głową.
- Wiem – zagryzł wargę i spojrzał na nią z pewnością i uporem w oczach. – Zrobię wszystko, aby to odkręcić. Obiecuję ci. Dawny Drew wróci. Musi wrócić!
Cassie rozchyliła usta, jednak zamknęła je po chwili. Nie wiedziała, co może odpowiedzieć, aby zabrzmiało to w miarę sensownie. Miała mętlik w głowie. Z jednej strony poczuła ulgę, że Blake zrozumiał swój błąd, a z drugiej bała się, ze jest już za późno.
- Mam nadzieję, że ci się to uda – szepnęła, patrząc na niego. Kąciki jej bladych ust uniosły się delikatnie ku górze, kiedy w tęczówkach Turnera odnalazła ciepło i spokój.
Tego było jej trzeba.
***
Blake opadł na krzesło obok Hugona, ściągając tym samym na siebie uwagę chłopaka i Samanthy, która siedziała obok, w milczeniu wpatrując się w ekran telefonu.
- Wiem, że ostatnio wszystko się spierdoliło – zaczął Blake. – Ale musimy spróbować to naprawić – powiedział z uporem. Kiedy przyjaciele nie reagowali i jedynie uparcie unikali kontaktu wzrokowego, Blake westchnął sfrustrowany. – Wiem, że Samantha cię nienawidzi, Hugo. I odwrotnie – powiedział, udając znudzonego. Osiągnął zamierzony efekt i dwójka siedzących obok niego osób obrzuciła go spojrzeniem, które mogłoby zabijać. – Wiem też, że pomiędzy tobą, Sam, a Cassie nie jest najlepiej –powiedział i powstrzymał ją ruchem dłoni, gdyż widział, że dziewczyna otwiera usta, aby coś powiedzieć. – No i oczywiście pozostaję ja. Osoba, która zapoczątkowała to wszystko. Osoba, która wszystko spierdoliła – powiedział, przygryzając wnętrze policzka. – Zmierzam do tego, że chcę was prosić o pomoc. Abyście pomogli mi odszukać dawnego Drewa, bo wierzę, że on gdzieś tam jeszcze jest. Muszę to zrobić, błagam was! – jęknął, marszcząc brwi i patrząc na przyjaciół błagalnym wzrokiem.
Pierwsza odezwała się Sam.
- Od czego zamierzasz zacząć? – spytała, patrząc na niego z ciekawością.
- Na początek trzeba go znaleźć. Jeśli będzie nietrzeźwy, trzeba będzie go doprowadzić do porządku. Jeśli natomiast będzie trzeźwo myślał, wtedy zaczniemy rozmawiać.
- O czym dokładnie? – wtrącił się Hugo. Blake zamyślił się na dłuższą chwilę, po czym odpowiedział:
- Musimy mu przypomnieć o tym, że jest potrzebny. Nie tylko nam, czy Cassie. Ale też Nelly – powiedział, zaciskając dłonie w  pięści. – Że jego młodsza siostra go potrzebuje i że nie może się po prostu poddać.
- Możemy też wspomnień o tym, że Cassie potrzebuje swoich przyjaciół, aby jej terapia przyniosła efekty – zasugerowała Sam. Blake klasnął w dłonie.
- Tak! Dokładnie! Myślicie, że to coś da? – spytał z nadzieją w głosie, patrząc to na Hugo, to na Sam. Oboje wzruszyli ramionami.
- Oby – powiedziała Sam, wzdychając,
- Mam taką nadzieję – dopowiedział Hugo, przeczesując dłonią włosy i kładąc głowę na dłoni.
Blake poczuł jak jego serce wypełnia nadzieja i ciepło. Przyjaciele byli chętni mu pomóc. Nie ważne co zrobił, ani to, że są na niego źli. Nie ważne, że ich zranił. Teraz liczyło się dobro Cassie i Drewa, a oni mieli im to dać.
Może jeszcze nie wszystko stracone?



Co myślicie o tym rozdziale? Wiecie, że jeszcze tylko 3+ epilog i koniec? ;o Ale to szybko zleciało! Następny rozdział za tydzień, około. ♥
Komentujcie, proszę! ♥

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam ten blog! :) jest świetny. Szkoda, że za chwilę koniec, ale cóż, nic nie trwa wiecznie. Co do rozdziału nie mam uwag. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, jeśli nie w końcowych rozdziałach, to chociaż w epilogu Sam i Hugo będą razem, Cassie z Blakiem, a stary Drew powróci.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne.
    Pozdrawiam i życzę weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie pocieszasz tym, ze jeszcze 3+epilog ;<
    rozdzial swietny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko 3?! Nieee! :D Bardzo lubię to opowiadanie i będzie mi bardzo przykro jak pojawi się epilog. :c No, ale takie życie. Na szczęście piszesz jeszcze drugie opowiadanie. ;) A co do rozdziału, to bardzo mi się spodobał. Cieszę się, że Cassie się obudziła i coś zrozumiała. Nie nakrzyczała na nich, nie kazała im się wynosić, tylko w głębi duszy cieszyła się, że przy niej byli. Dobrze, że porozmawiała z mamą. Jestem bardzo ciekawa czy uda im się porozmawiać z Drewem. Przekonają go? Wróci tamten Drew? Mam nadzieję, że tak. I jak to wszystko się dalej potoczy? Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam :*
    P.S. Zapraszam do siebie. :D
    [otchlan-czasu]
    [kontury-zycia]

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba sobie żartujesz. Powiedz, że to żart. Błagam Cię!!! Ty nie możesz zakończyć tego opowiadania. Rozumiesz? Ono ma trwać wiecznieee. Trzy rozdziały i epilog to zdecydowanie za mało. Czemu tylko tyle? A może chociaż drugą serię napiszesz? Pomyśl nad tym, proszę. Za bardzo pokochałam to opowiadanie, żeby teraz się z nim rozstać. Cieszę się, że Cassie się wybudziła i że słyszała, to co Blake do niej mówił. Mam nadzieję, że dzięki przyjaciołom zacznie normalnie żyć i będzie szczęśliwa. Dobrze, że im wybaczyła. Każde z nich zrobiło coś głupiego, ale najważniejsze, że żałują i zależy im na Cassie. Z Drewem może być ciężko, ale liczę na to, że jednak uda im się go naprostować. Jak się postarają, to na pewno coś zdziałają. Szkoda mi Nelly. Musi czuć się okropnie, bo tak nagle straciła brata, który do tej pory był przy niej cały czas. Może nie dosłownie straciła, ale zmienił się i oddalił od niej. To musi być przykre dla tak małego dziecka, jak ona.

    OdpowiedzUsuń
  5. hej bardzo mi sie podoba twoj blog :) bd tu wpadac :)
    http://szmaragdowytalizman.blogspot.com/ zapraszam na nowy 9

    OdpowiedzUsuń
  6. [spam]
    "Placówka Concord College to szkoła z internatem, do której są z chęcią zapisywani uczniowie. To w niej każdy młody człowiek poznaje najważniejsze wartości międzyludzkie, odkrywa swoją przyszłość oraz wzbogaca swój poziom inteligencji. Czy Jamie Holat, zbuntowana nastolatka znajdzie siebie na tej uczelni? Czy Allie Collins, Harry Styles, Zayn Malik, Niall Horan, Louis Tomlinson, Liam Payne, Eleanor Calder, Danielle Peazer, przyjaciele, którzy znają się od lat pomogą zrozumieć nowej uczennicy, że rodzice wysyłając ją tu chcieli tylko jej dobra? Czy miłość oraz przyjaźń się pojawiająca przetrwa już na zawsze? Czy nastolatkowie będą woleli wybrać dobro, czy może jednak zło? I czy na pewno wszystko się ułoży?"
    Zapraszamy na prolog oraz bardzo przepraszamy za spam :)
    http://life-are-moments.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń