23 stycznia 2013

Chapter eight


            Blake jęknął cicho, czując tępy ból w czaszce. Wziął kilka głębszych oddechów, po czym to uczucie zniknęło. Zmarszczył brwi i rozejrzał się po pokoju. Leżał w swojej sypialni, w swoim łóżku, ale coś mu nie pasowało…
            - Co do… - zaczął, przewracając się na drugi bok. Napotkał spojrzenie zielononiebieskich oczu Samanthy. Jej wzrok był wypruty z emocji. Pusty. Chociaż po dłuższym przyjrzeniu się, zauważył tam cień smutku. – diabła? – dokończył cicho. Zauważył, że dziewczyna siedziała, opierając się plecami o ramę łóżka. Ściskała w dłoni kołdrę, którą okryła nagie ciało.
            - Nie… - szepnął cicho, kręcąc głową. – Nie, nie, nie – zaczął powtarzać, patrząc przerażonym wzrokiem na Samanthę. Modlił się w duchu, aby okazało się, że to co myśli, jest nieprawdą. Wiedział, że jest idiotą, ale nie aż takim.
            - Powiedz mi, że to się nie stało – powiedział, próbując nadać swojemu głosowi stanowczy ton.
            Samantha wzruszyła ramionami i sięgnęła po paczkę papierosów, leżącą na stoliku obok. Odpaliła jednego i zaciągnęła się mocno. Odchyliła głowę do tyłu.
            Blake jęknął, rozumiejąc, jaka jest odpowiedź.
            - Jak bardzo nawaleni musieliśmy być, aby pójść ze sobą do łóżka? – spytał ze złością i rezygnacją w głosie. Jego oddech był płytki, a serce waliło jak szalone. Ręce mu się pociły, na myśl o tym, co zrobili. Wczoraj i tak wszystko się spierdoliło, dlaczego więc sprawił, że sprawy od teraz tylko się pogorszą?
            Bo jesteś jebanym idiotą – warknął do siebie w myślach i potarł dłonią zmęczone oczy. Fakt, czasami był lekkomyślny. Okej, często, nie czasami. Ale… Przecież nie chciał skrzywdzić Cassie. Ani w ten, ani w jakikolwiek inny sposób. Wiedział, że wiadomość, o tym, że maczał on palce w niespodziewanej zmianie zachowania Drewa prędzej czy później dotrze do Cassie. Nie sądził, że rudowłosa zareaguje tak gwałtownie i szybko się połapie. Nie tak miało być.
            Ale teraz, po dłuższym zastanowieniu, stwierdził, że jego pomysł był skrajnie idiotyczny i głupi. Dopiero kiedy Cassie na niego nawrzeszczała, zrozumiał, jak głupio postąpił. Drew był inni niż oni. Chciał ułożyć sobie życie i był odpowiedzialny za swoją młodszą siostrę. Co mu przyszło do głowy, aby chcieć zniszczyć temu chłopakowi życie?!
            Zazdrość – szepnął mu w głowie cieniutki głosik, a to pojedyncze słowo rozniosło się echem po jego umyśle.
            - Nie byliśmy pijani, Blake – powiedziała Sam, wyrywając go z letargu. Kompletnie zapomniał o jej obecności i rozmowie.  – Ja byłam zrozpaczona i wściekła. Ty wyglądałeś, jakbyś najchętniej rozjebał komuś twarz – mruknęła i odwróciła wzrok w stronę okna. – Zrobiliśmy to w przypływie złości. Aby się zemścić za ten ból. To był błąd, wiesz o tym, prawda? – spytała, patrząc mu prosto w oczy.
            - To był błąd, masz rację – odpowiedział pewnie i westchnął ciężko. – Kochasz go, co nie? – spytał po dłuższej chwili milczenia.
            - Co? – spytała, z powrotem patrząc się na niego.
            - Hugona. Kochasz go – powiedział, a właściwie stwierdził fakt.
            Dziewczyna zmarszczyła brwi i rozchyliła usta ze zdziwienia. Miłość to zbyt duże określenie, którego zawsze się bała. Ona nie k o c h a ł a Hugona! Co najwyżej… była w nim zadurzona. Zakochana. Była nim zauroczona. Ale nie kochała go! Już chciała coś powiedzieć, jednak z jej gardła wydobyły się jedynie urwane dźwięki.
            - N-nie – wydusiła po dłuższej chwili. – Skąd ci to przyszło do głowy?
            - Masz mnie za idiotę? – sarknął.
            - Tak – parsknęła dziewczyna, wywracając oczami. Odgarnęła włosy za ucho, zakopując się pod ciepłą kołdrą.
            - To widać gołym okiem. Oboje jesteście ślepi, wiesz? – powiedział Blake, przeczesując dłonią włosy. – Ty naprawdę nie widzisz, jak on na ciebie patrzy? – spytał z sarkazmem w głosie.
            - Na własne uszy słyszałam co wczoraj do mnie mówił. Między nami nie było nic poważnego. To była tylko… Zabawa. Nic więcej. On nic do mnie nie czuje, a to, że ja… Że ja coś czuję, nie zmienia sprawy – fuknęła dziewczyna.
            - Ha! A więc jednak – zauważył z triumfem Blake. – Naprawdę was nie rozumiem, wiesz? – spytał, kręcąc głową.
            - Zamknij się – warknęła dziewczyna. – Sam nie jesteś lepszy, Blake! – jęknęła, pocierając skronie.
            Chłopak milczał, więc Sam kontynuowała.
            - Jak mogłeś zrobić to Drewowi? Chłopie, czy ty nie rozumiesz, że on ma młodszą siostrę?! Jest jej opiekunem! Co ta biedna dziewczynka zrobi, jak jej brat się stoczy? Stoczy się przez ciebie! – fuknęła, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. – Po prostu… Nie możesz tego tak zostawić, okej? Sprawy się spierdoliły, ale musisz to naprawić. Rozumiesz?! – warknęła, przymykając oczy i wzdychając cicho.
            - Przepraszam, okej? – jęknął. – Ja po prostu… Kiedy widziałem jego i Cassie, razem… - ścisnął dłonie w pięści i wypuścił powietrze ze świstem. – Nie mogłem tego znieść, dobra?! – powiedział i poczuł ogarniającą go ulgę. Przyznał się. Powiedział prawdę.
            Samantha milczała przez chwilę, po czym uniosła brwi ze zdziwienia. Słowa Blake`a ją zdziwiły. Widziała, że chłopak patrzy się na Cassie… Inaczej, ale nie sądziła, że kierował się takimi myślami.
            - Widzisz? Sam masz do mnie pretensje, że nie powiem Hugonowi prawdy, a sam jesteś zakochany w Cassie?! Boże, naprawdę jesteś idiotą – fuknęła. – Ale dobra, nie ważne. I co, chciałeś sprowadzić Drewa na złą drogę, myśląc, że Cassie się nie dowie? Ona nie jest głupia! Od razu zauważyła co się dzieje.
- To był głupi pomysł, wiem to – powiedział cicho, patrząc Sam prosto w oczy. Dziewczyna dostrzegła w nich smutek. Westchnęła sfrustrowana i pokręciła głową.
            - Odkręć to jakoś – powiedziała, siadając na łóżku. Odwróciła się do niego plecami, gdyż na sobie miała jedynie dolną część bielizny. Wzrokiem odszukała swój stanik, który leżał obok jej stóp. Szybko go ubrała i narzuciła sukienkę, którą miała na sobie wczoraj.
            Wstała z łóżka, przeczesując włosy. Spojrzała jeszcze raz na chłopaka, który leżał na plecach, wpatrując się w sufit.
            - Pamiętaj, że to się nigdy nie wydarzyło – przypomniała mu, a Blake kiwnął głową.
            Chwyciła płaszcz leżący na siedzeniu przy drzwiach i narzuciła go na siebie. Nie patrząc na Blake`a, opuściła jego mieszkanie.

~~~
            Hugo usiadł na ławce, zajmując miejsce obok Blake`a. Chłopak był dziś milczący. Hugo w sumie też. Całą noc bił się z myślami, zastanawiając się: Co by było gdyby?
Zawalił po całej linii. Nie odważył się pokazać swoich uczuć. Nie był na to gotowy. Dla niego wszystko wydarzyło się zbyt szybko. Przyzwyczajone do samotności i chłodu serce, nie było wstanie kogokolwiek dopuścić. Wiedział, że kocha się sercem, jednak jego cześć była niezwykle uparta.
            To wszystko jest zbyt pochrzanione – pomyślał i westchnął.
            Blake natomiast miał w głowie istny huragan. Czuł, że musi powiedzieć Hugonowi prawdę. Widząc, jak chłopak dusi w sobie ból i złość na samego siebie, ściskało go w dołku Nigdy nie był zbyt szczery. Gdyby chodziło o kogoś innego, odpuściłby. Ale teraz… Dzięki tym ludziom, których poznał, zmienił się. W jakiś dziwny, pokręcony sposób zaszła w nim zmiana. Dlatego też, chociaż wiedział jaka będzie reakcja, musiał powiedzieć prawdę.
            - Przespałem się z Sam – wypalił, zaciskając dłonie w pięści. Pozostało mu tylko czekać na reakcję ze strony Hugona. Powiedział prosto z mostu, ponieważ wiedział, że jeśli będzie chciał powiedzieć to przyjacielowi w miarę łagodnie, stchórzy w połowie wypowiedzi. A może wypalił to zbyt nagle? Trudno, co się stało to się nie odstanie.           
            Hugo milczał przez kilka sekund i dopiero po chwili dotarły do niego słowa Blake`a. Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i odchylił się w tył, jakby przyjaciel go uderzył. W pewnym sensie tak się stało.     
            - Nie…. – szepnął, patrząc prosto w oczy Blake`owi, który odwrócił wzrok. Brunet zacisnął usta, czując jak łzy napływają mu do oczu. Został zdradzony. Podwójnie. Przez dziewczynę w której był zakochany i przez przyjaciela. – Nie zrobiłeś tego – powtórzył, wstając powoli. – Powiedz, że tego nie zrobiłeś! – krzyknął, szybkim ruchem chwytając poły jego wymiętej koszuli. Potrząsnął nim kilkakrotnie, czując narastająca w jego wnętrzu złość.
            - Zrobiłem to! Po sylwestrze! Pojechaliśmy do mnie. To było pod wpływem impulsu, zrozum! Oboje byliśmy wściekli, zranieni… Chciałem być z tobą szczery, dlatego ci powiedziałem! – Wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu, jednak uścisk na jego koszuli się nie poluźnił.
            - Czy ty siebie słyszysz?! – wrzasnął Hugo, odpychając go od siebie tak mocno, że Blake wpadł na ławkę. Zdołał utrzymać równowagę i spojrzał na rozwścieczonego Hugona. – Przespałeś się z moją dziewczyną!
            - Sam nie jest twoją dziewczyną, Hugo! Powiedziałeś, że nic dla ciebie nie znaczy! Płakała, przez ciebie! Dzisiaj mówiła mi, że to co się między nami wydarzyło było błędem. Błędem, bo to ty coś dla niej znaczysz! Kurwa, ty jesteś ślepy jakiś, czy co?! Gracie ze sobą w durne gierki! – warknął, podchodząc do niego. Przez kilka sekund mierzyli się spojrzeniami.
            Krew we wnętrzu Hugona buzowała. Wściekłość płynęła mu w żyłach i praktycznie nie słyszał słów Blake`a. To, co się teraz działo, wydawało mu się cholernie nierealne. Wiedział jednak, że on ma rację. Sam nie była jego dziewczyną. Ani własnością. Nie była j e g o. A mogła być…
            - Mówiłem ci to już kiedyś Blake! – warknął, popychając go. Nie miał zamiaru przyznać się do błędu.  – Nie pouczaj mnie, skoro sam postępujesz nie lepiej! Bawisz się Cassie i rujnujesz życie Drewowi! Teraz zrujnowałeś moje! – Kiedy wypowiedział te słowa, zrozumiał co naprawdę się stało. W jednym, krótkim momencie stracił przyjaciela.
            - Powiedziałem ci prawdę! Nie chciałem cię okłamywać, czy to niczego nie zmienia?! To był błąd, Hugo, okej?! – uniósł głos, zmieniając temat.
            - Nie – warknął. – To nie zmienia zupełnie niczego! Rozumiesz skurwysynie?! – wrzasnął i zamachnął się, uderzając ciemnowłosego prosto w lewy bok twarzy. Chłopak odchylił się i jęknął cicho. Po chwili otrząsnął się i spojrzał na Hugona ze złością w oczach. Oddał cios, podbijając Foresterowi oko.
            Zaczęli okładać się pięściami, wyładowując na sobie nawzajem złość, która się w nich skumulowała. Wszystko, co zdarzyło się w przeciągu niecałych dwudziestu czterech godzin, zebrało się w nich i musieli dać upust swoim emocjom. Byli zaślepieni nienawiścią i wściekłością.
            Hugo nie czuł bólu. Jedynie wściekłość. Mimo, że nie bił się często, regularne chodzenie na siłownię i ćwiczenie boksu, spowodowało, że miał bardzo dużo siły. Przez jego ciosy, na twarzy Blake`a otworzyło się kilka ran, które krwawiły. Do tego przed chwilą usłyszał dźwięk łamanego nosa, a ciemnowłosy, który teraz ledwo trzymał się na nogach, wrzasnął z bólu.
            Blake poczuł, jak opuszczają go siły. Myślał, że bez problemu zdoła powstrzymać Hugona. Jednak ten okazał się silniejszy niż przypuszczał. Z resztą Blake dawno nie brał udziału w żadnej bójce. Kiedyś zdarzało mu się to regularnie. Poczuł jak silny cios Hugona trafia prosto w nos, łamiąc go tym samym. Poczuł ból i wrzasnął, zaciskając oczy. Zachwiał się na nogach, aż opadł na kolana. Silny kopniak w brzuch, który zaserwował mu Hugon, sprawiły, że zwinął się w kłębek.
            - Nigdy ci tego nie wybaczę, Blake – warknął Hugo, cofając się dwa kroki w tył. – Dla mnie jesteś martwy, skończony! Tak samo nasza przyjaźń. Obyś zdechł w piekle – syknął głosem przepełnionym jadem i nienawiścią. Zacisnął dłonie w pięści, czując ból, który promieniował w całych jego rękach. Wciąż patrząc na Blake`a, cofał się, aż w końcu odwrócił się przodem i zostawił za sobą leżącego na betonie chłopaka.

~~~
            Rudowłosa usiadła obok łóżka, podciągając kolana pod brodę. Czuła się jak nic nieznaczący śmieć. Bolała ją każda komórka ciała, każdy milimetr serca i duszy. Prychnęła w myślach, śmiejąc się ze swojego melancholijnego myślenia.
            Kiedy do tego doszło?
            Kiedy doszło do tego, że ludziom zaczęło na niej zależeć? Że jej zaczęło zależeć na ludziach? Właśnie tego się obawiała. Dlatego siedziała zamknięta w skorupie, nie dopuszczając nikogo. Popełniła błąd, wpuszczając do swojego życia czwórkę przyjaciół.
            Ale czy żałowała?
            Bolało. Zdrada Blake`a, który zrobił takie świństwo Drewowi, bolała jak cholera. Czuła wstręt do niego, ale jednocześnie chłopak wciąż ją pociągał. Od samego początku wiedziała w co się pakuje. Blake nie jest chłopakiem, który tkwi w stałych związkach. On skacze z kwiatka na kwiatek, nie przejmując się ludźmi, których rani po drodze. Był samolubnym kobieciarzem, ale Cassie nie mogła się oprzeć uczuciu, które nią zawładnęło.
            Dziwne przyciąganie, głupie zauroczenie i zaćmienie umysłu. Wszystko to działało na nerwy Cassie. Dziewczyna zacisnęła dłonie na głowie, chcąc pozbyć się wszystkich myśli. Wzięła kilka drżących oddechów, po czym stanęła na równe nogi. Zachwiała się i przytrzymała ramy łóżka, aby nie upaść. Czuła się słaba. Nie jadła nic od wczorajszego poranka. To daje około trzydzieści godzin na samej wodzie, tabletkach i alkoholu.
            Dziewczyna spojrzała w lustro, widząc jak fałdki tłuszczu na jej brzuchu odznaczają się na dość opiętej koszulce, którą miała na sobie. Załkała, zagryzając wargi z całej siły. Nienawidziła swojego ciała. Widziała siebie jako opasłą świnię, jednak w rzeczywistości była bardzo chuda. Jej chory umysł sądził jednak inaczej.
            Mimo, że z całych sił nie chciała nic zjeść, wiedziała, że musi chociaż spróbować. Jej organizm nie zdoła dłużej funkcjonować bez żadnego jedzenia. Jęknęła, ocierając łzy z policzków. Zeszła do kuchni, gdzie panowała cisza. Jej ojciec spał na kanapie w salonie. To dobrze, była bezpieczna.
            Szybko zrobiła sobie kanapkę z szynką i chwyciła butelkę wody. Wbiegła po schodach, zachowując ciszę i zamknęła za sobą drzwi od pokoju. Osunęła się po ścianie i usiadła na podłodze. Spojrzała z odrazą na jedzenie i zaciskając powieki, wzięła duży gryz. Jak najszybciej przełknęła jedzenie i poczuła jak robi jej się niedobrze. Z oczu wypłynęły dwie łzy, a rudowłosa wzięła łyk wody. Musiała coś zjeść. Musiała.
            Ponowiła tą czynność i z ulgą stwierdziła, że tym razem jedzenie nie podeszło jej do gardła. Kiedy czuła, ze jej żołądek jest pełny, została może jedna czwarta kanapki. Uśmiechnęła się delikatnie, zadowolona z siebie.
            Mały sukces.

~~~
            Hugo z wielką prędkością przekroczył linię mety, po czym zsiadł z motoru. Uniósł głowę do góry i dumny, wypiął pierś. Tłum huczał od krzyków, pisków i braw skierowanych w stronę triumfującego chłopaka. Przeczesał dłonią swoje krótkie włosy, uśmiechając się szeroko.
            Udawał radość, jednak wewnętrznie nie odczuwał tego. Nie czuł tej adrenaliny podczas wyścigu. Nawet nie starał się wygrać, a i tak przekroczył linię mety jako pierwszy. Odnosił wrażenie, że wyścigi przestały być dla niego tym, czym były jeszcze kilka tygodni temu.
            - Ej, Forester! – Hugo usłyszał krzyk za swoimi plecami i odwrócił się. Napotkał intensywnie niebieskie oczy Louisa. Ciemnowłosy westchnął w duchu i spojrzał na niego. – Co ty na rewanż? – Louis szturchnął go w ramię, a Hugo odsunął się.
            - Przegrałeś teraz, a nawet nie starałem się wygrać – powiedział na odczepne, znudzonym głosem. Jego postawa wkurzyła Louisa, który zacisnął dłonie na kierownicy motoru, że aż pobielały mu knykcie. – Dlaczego myślisz, że wygrasz teraz?
            Louis namyślił się chwilę, wciąż czując złość, widząc jak młodszy od niego chłopak zachowuje taką arogancką postawę wobec niego. Zszedł z motoru, stając blisko Hugona, który właśnie odkładał kask.
            - W takim razie, co ty na walkę? – spytał z podstępnym uśmiechem na twarzy. W jego oczach czaiły się wyzywające iskierki.
            Hugo patrzył na niego bez wyrazu, po czym roześmiał się głośno. Musiał zachować pozory. Naprawdę nie miał ochoty na kolejną walkę. Wystarczyła mu bójka z przyjacielem i to uczucie, kiedy dotyka siniaka pod okiem i w innych miejscach ciała. Od razu przed oczami stawała mu scena sprzed godziny.
            - Żarty sobie robisz?! – zakpił Forester, unosząc jedną brew do góry. – Nie mam ochoty się z tobą bić, Louis. Wystarczy mi jedna bójka na dzień.
            - Czyli to prawda – zakpił dziewiętnastolatek, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. – Naprawdę straciłeś jaja! – zaśmiał się chrapliwie, patrząc na Hugona z kpiną. Ciemnowłosy otworzył szerzej oczy ze zdziwienia i po chwili zmarszczył brwi. Co do cholery? – spytał sam siebie w myślach. – Widziałem cię kilka razy z tą twoją nową dziwką – Louis wypluł te słowa z ust, uśmiechając się kpiąco. Nic sobie nie robił z narastającego gniewu stojącego przed nim chłopaka. Robił to, aby go wkurzyć. Chciał go sprowokować. – Samantha, tak? Całkiem ładniutka. To ona odebrała ci jaja – zaśmiał się głośno ze swoich słow. – Tak to jest, jak dziewczyna cię okręci wokół palca – zakpił. – Puf! I nie ma! – gestem dłoni zademonstrował wybuch, a Hugo spojrzał na niego z rozbawieniem przemieszanym z wściekłością. Z całych sił powstrzymywał się, aby nie rzucić się na Louisa z pięściami i nie zacząć okładać jego twarzy. – Jesteś nikim. Wystarczyła chwila nieuwagi, a przestałeś się tutaj liczyć – dłonią wskazał na zebranych wokół nich ludzi. Nagle wszyscy z zainteresowaniem zaczęli ich obserwować.
            Atmosfera zgęstniała i wiszące nad nimi napięcie można by było kroić nożem. Hugo warknął i zrobił duży krok naprzód uderzając Louisa w twarz. Blondyn odchylił głowę i zachwiał się lekko. Otrząsnął się po silnym ciosie i wypluł ślinę. Zaśmiał się.
            - Jesteś taki przewidywalny, Forester – powiedział Louis i zamachnął się, chcąc uderzyć Hugona w bok, jednak ten zrobił unik, zadając mu cios w pierś.
            - A ty słaby – warknął Hugon, chwytając go za ramiona i z całej siły uderzył go w brzuch kolanem. Chłopak jęknął i zgiął się w pół, klnąc pod nosem. – Było mnie nie prowokować, ostrzegałem cię, gnoju – syknął, patrząc na wykrzywioną z bólu twarz Louisa.
            Ku zaskoczeniu Hugona, chłopak wyprostował się nagle, a ciemnowłosy poczuł jak mocny cios trafia w jego szczękę. W ustach poczuł metaliczny smak krwi, jednak ponownie nie odczuł bólu po uderzeniu. Czasami miał wrażenie, że przyzwyczaił się do niego. Ale to sprawdzało się jedynie przy bólu fizycznym. Nad bólem psychicznym nie miał dużej władzy.
            Gniew który się w nim zebrał, zaznał ujścia, poprzez każdy cios zadany Louisowi. Niebieskooki opadł na ziemię dopiero po kilku mocnych ciosach i zdołał trafić Hugona jedynie cztery razy. Teraz dyszał ciężko, z wściekłością wypluwając i ocierając krew z twarzy.
            Hugon kucnął przed nim. Cisza panująca wokół była przerywana jedynie dyszeniem Louisa.
            - Mówiłem ci – zaczął ciemnowłosy, cedząc każde słowo. – Nie. Prowokuj. Mnie – warknął i po raz ostatni uderzył z całej siły Louisa, który przewrócił się, rozwalając sobie nos o cement.
            Hugo zawsze był mistrzem dramaturgii. Teraz nie mogło być inaczej. Wstał i westchnął głęboko, patrząc wyzywająco na stojący wokół tłum ludzi. Zapadał zmrok. Hugo nie miał zamiaru spędzić tego wieczoru samotnie.
            Wsiadł na motor, zakładając kask. Dodał gazu, a tłum rozstąpił się przed nim, dając drogę wolną. Omiótł wzrokiem wszystkie dziewczyny, które zdołał dostrzec. Zatrzymał się przy wysokiej, ciemnowłosej nastolatce, ubranej w ciemne spodnie, fioletowy top i kurtkę skórzaną.
            - Potrzebujesz towarzystwa? – spytał, taksując ją wzrokiem. Jej włosy były falowane, a oczy miały prawie taki sam odcień jak oczy Sam. Hugo poczuł ścisk w piersi. Zdawał sobie sprawę, że podobieństwo między wybraną przez niego dziewczyną, a Sam, nie jest przypadkowe.
            Ciemnowłosa wzruszyła ramionami i chwyciła kask, który podał jej Hugo. Usiadła za nim, oplatając go dłońmi w pasie. Forester uśmiechnął się delikatnie, po czym dodał gazu.
           

           
 Namieszałam, co? Akcja rozkręciła się na maksa, więc teraz będzie się działo, oj tak. :) Następny rozdział dodam dopiero w połowie lutego, gdyż wyjeżdżam na ferie i nie będę miała czasu, aby napisać rozdział... 
Ten rozdział mi się podoba, dużo emocji i testosteronu. Bardzo dziękuję wam za każdy komentarz, który sprawia, że szeroko się uśmiecham. <3

A teraz chciałam was zaprosić na prolog mojego opowiadania. Z góry bardzo dziękuję za opinię! Może przypadnie wam do gustu moja nowa historia! xx

> LINK <

6 komentarzy:

  1. fajne. fajne. fajne :) czekam z niecierpliwością na nowy :D

    @wiosennaa

    OdpowiedzUsuń
  2. omójjezuilesiędziało...
    Najpierw Blake i Sam... (Blake, co z tobą do cholery?!)
    Później Blake i Hugo... w pewnym sensie rozumiem Hugo, a raczej to jak zareagował, bo miłość robi z ludźmi dziwne rzeczy. W sumie tak samo można usprawiedliwić każdego bohatera ;)
    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie jakaś akcja Hugo&Sam no i będzie więcej Cassie i Drew.
    Btw. dobrze że ta dziewczyna w końcu zaczęła COŚ jeść, jest postęp :D
    A no i muszę wrócić do Blake'a. Zaimponował mi swoim zachowaniem, chociaż z jednej strony oszukał Sam i złamał ich umowę. Ale dobrze że nie okłamywał przyjaciela mimo tego jak ten zareagował. Mam nadzieję że nic poważnego mu nie będzie po tym co zrobił mu Hugo...
    bardzo bardzo bardzo bardzo podoba mi się ten rozdział, jest tym jednym z najlepszych, chociaż wszystkie są dobre ;) jeszcze nie było takiego rozdziału napisanego przez Ciebie na jakimkolwiek blogu który mi się nie podobał.
    Żadnych błędów nie wyłapałam ;)
    życzę dużo dużo weny, miłych ferii (yay, mamy w tym samym czasie xD, nasz termin rządzi xD) i jeszcze raz dużo weny :*
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowita jesteś. Byłoby cudownie, gdyby Samantha była z Hugo. Ale czekam jak rozwiniesz dalej swoje opowiadanie!
    Oby szybko była kolejna część.
    Pozdrawiam weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo spodobał mi się ten rozdział. Było dużo akcji i emocji. Nie spodobało mi się jednak zachowanie Hugona. Pobicie Louisa mogłabym jeszcze jakoś strawić, ale własnego przyjaciela? Rozumiem, że przespał się z dziewczyną, do której coś czuł, ale to nie dawało mu prawa do pobicia go. Pokazał tylko, że szybko daje upust emocjom i nie potrafi sprawy załatwić inaczej niż przez bójkę. Pierwszy fragment kompletnie mnie zaskoczył, bo nie sądziłam, że oni ze sobą spali. Teraz to w ogóle nie wiem co się dalej wydarzy. Zaintrygowałaś mnie bardzo. Podoba mi się to! :D Szybko wracaj z tych ferii i dodawaj kolejny rozdział! :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj,
    Tu Su Shan z Poradnika Pisarki, na którym właśnie pojawiła się Twoja ocena! Jesteś upoważniona do zapoznania się z nią, skomentowania, oraz polecenia poradnika u siebie :)
    Pozdrawiam, Su Shan.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle się działo w tym rozdziale, że nie wiem, od czego zacząć. Mam mętlik w głowie. Najpierw Sam przespała się z Blake'iem, potem Blake pobił się z Hugonem, potem Hugo wziął ze sobą jakąś dziewczynę... podejrzewam, czym to się skończy. Mam jednak nadzieję, że on się opamięta. Nie potrafię go zrozumieć. Jest strasznie skomplikowany. Zależy mu na Sam, ale traktuje ją jak kolejną zabawkę. A zależy mu na pewno, inaczej nie zdenerwowałby się tak na Blake'a. Mam nadzieję, że ich przyjaźń nie została zerwana na zawsze. Byłoby szkoda. Blake i Sam popełnili błąd, ale... cóż, byli w kiepskich stanach emocjonalnych. Fakt, to ich nie usprawiedliwia, ale stało się. Żałują. Blake przynajmniej przyznał się Hugownowi, co świadczy o tym, że mimo świństwa, które mu zrobił, jest dobrym przyjacielem. Przecież mógłby to przed nim ukrywać i oszukiwać go. Biedna Cass... ona jest chyba najbardziej zagubiona z całej piątki. Najpierw próba samobójcza, teraz urojenia co do ciała. Boję się, że ten mały kroczek ku poprawie (zjedzenie kanapki) jest tylko jednorazowy i że ona znów się podda. Obym się myliła. Czytam wiele opowiadań, ale tylko czytanie kilku z nich sprawia mi ogromną, mega ogromną przyjemność. Resztę też lubię, ale nie tak bardzo, jak te kilka. Twoje jest jednym z tych kilku opowiadań. :)

    OdpowiedzUsuń