Cassie odgarnęła kosmyki swoich włosów,
które wpadały jej na twarz i ziewnęła cicho. Spojrzała przez okno, obserwując
ludzi na ulicach. Ostatnie dni były dla niej katorgą. Oddaliła się od swoich
przyjaciół i zamknęła we własnej skorupie. Hugo prawie nie pokazywał się w
szkole. Blake podobnie. O Drew niż nie wspominała. Ostatnie mi czasy, świętem
było, kiedy chłopak wrócił na noc do domu. Zachowywał się zupełnie tak, jakby
kompletnie nic go nie obchodziło. W tak krótkim czasie stał się zupełnie innym
człowiekiem. A właściwie jego wrakiem.
Kiedy widziała go wczoraj, jego oczy
były podkrążone, przygaszone i zmęczone. Niegdyś lśniące loki utraciły swój
blask, były splątane i ułożone w niechlujny sposób. Cassie brzydziła się nim.
Myślała, że to właśnie on z całej ich piątki jest tym silnym. Tym, który da
sobie radę. Wygląda na to, że wszystko go przerosło.
Chociaż nie. Przecież sam z siebie, na
pewno by się nie poddał. Nie dopóki ma Nelly. To niedorzeczne. Cassie doskonale
wiedziała, dlaczego Drew przeszedł taką diametralną zmianę. Blake. Blake i jego
gierki. Przez długi czas zastanawiała się, co takiego się stało, że posunął się
on do takiego czegoś. Aż w końcu nadszedł dzień, kiedy postanowiła go zapytać i
rozwiać wszystkie wątpliwości.
Rudowłosa drgnęła, wybudzona z półsnu, w którym się
znajdowała. Podniosła się z miękkiej kanapy i przetarła oczy. Przeczesała dłonią włosy i otworzyła drzwi.
Spojrzała na gościa. Jej oczy otworzyły się szerzej ze zdumienia, a poczucie
senności momentalnie zniknęło. Przełknęła ślinę i przestąpiła z nogi na nogę.
Serce Cassie przyspieszyło swój rytm, kiedy spojrzała w ciemne tęczówki
Blake`a.
Chłopak rozchylił wargi na jej widok, równie zakłopotany.
Przez jego twarz przebiegł cień smutku. Odchrząknął i spojrzał na Cassie. Dawno
jej nie widział i chcąc czy nie, tęsknił za nią. Za jej obecnością, żartami,
uśmiechami i głosem.
- Co ty tu robisz?
Gdzie jest Blake? – spytał zdziwiony. Cassie zamknęła za sobą drzwi, wychodząc na
klatkę i krzyżując ramiona na piersi w obronnym geście. Pomimo smutku jaki
odczuwała, nie miała zamiaru się do to przyznawać. Nie przy nim.
- Może ty mi powiesz, gdzie on jest? – spytała z
sarkazmem. - Przecież to ty jesteś tym troskliwym przyjacielem, chętnym, aby mu
pomóc, Blake. Więc gdzie jest Drew, co? – syknęła. – Gdzie on jest, do cholery?!
– warknęła, biorąc drżący oddech. – Co mam powiedzieć jego małej siostrze,
która codziennie pyta, gdzie jest jej najukochańszy brat, co? – spytała cicho,
jednak w jej głosie wciąż czaiła się złość. – Może ty spojrzysz w jej duże,
smutne i szczere oczy i będziesz kłamał jak z nut?! Tak jak to robisz zawsze! –
krzyknęła, a po jej policzkach popłynęły łzy. – Niszczysz wszystko, czego się
dotkniesz, Blake – warknęła. Zobaczyła, że Blake chce dotknąć jej ramienia,
więc odsunęła się w porę, patrząc na niego z ognikami w oczach.
- Cassie… - zaczął, jednak dziewczyna mu przerwała.
- Dlaczego?! Po prostu powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś?
Czym Drew zawinił, że pozwoliłeś mu zniszczyć własne życie?! Dlaczego?! –
krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści, mocno wbijając paznokcie w skórę, aby
się nie rozpłakać. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie.
– Zaczynałam ci ufać. Myślałam, że jesteś kimś więcej niż chłopakiem za którego
cię miałam, Jak widać się myliłam.
- Ja… Ja zrobiłem
to, ponieważ cię kocham, Cassie – powiedział na wydechu, spuszczając wzrok.
Poczuł jak jego dłonie się pocą. Miał ochotę uciec i nie patrzeć w oczy Cassie,
gdzie widział jedynie rozczarowanie, ból i smutek. Nie mógł znieść myśli, że to
wszystko była jego wina.
Dziewczyna roześmiała się gorzko, patrząc na niego z
niedowierzaniem i smutkiem. Znów czuła jak łzy spływają po jej policzkach.
Zagryzła blade, popękane wargi i spojrzała mu prosto w oczy.
- Cóż… Znalazłeś naprawdę idealny sposób, aby to ukazać.
Nie jesteś zdolny do miłości, Blake. Udowodniłeś mi to – powiedziała drżącym
głosem i cofnęła się o krok, naciskając klamkę. Weszła do mieszkania i zatrzasnęła
za sobą drzwi.
Załkała cicho i zasłoniła usta dłonią, aby stłumić okrzyk
rozpaczy. Osunęła się na ziemię i objęła kolana ramionami, podciągając je do
piersi.
Tym
razem nie powstrzymywała łez.
Miała
nadzieję, że w końcu poczuje ulgę.
Ale
nie poczuła.
Starła pojedynczą łzę z policzka, która
mimowolnie wypłynęła spod jej zamkniętych powiek, kiedy przypomniała sobie tamten
dzień, kiedy Blake powiedział jej prawdę. Mówiąc szczerze, nie była pewna, że
cieszyła się, że spytała ją o to, a on odpowiedział.
Może gdyby nie znała jego prawdziwych,
jakże pokręconych intencji, byłoby jej łatwiej go nienawidzić. Teraz gubiła się
we własnych myślach i uczuciach.
Spojrzała w okno, patrząc jak z ciężkich, burzowych chmur lunął deszcz. Usłyszała
grzmot i strumień wody się nasilił.
Upiła łyk herbaty z kubka podciągnęła
kolana pod brodę i ułożyła na nich głowę. Siedząc w pustym i cichym mieszkaniu
Drewa, poczuła się samotna. Od tygodnia mieszkała u niego, a chłopak
zaszczycając ją i jego siostrę krótkimi wizytami, raz na dwa dni, nawet nie
zwracał na to uwagi, że Cassie tu mieszka. Jej decyzja była spontaniczna. Jakiś
czas temu Drew dał jej klucz, aby w razie potrzeby mogła bez problemu wejść do
mieszkania.
Spakowała więc najpotrzebniejsze rzeczy i
wprowadziła się do niego. Nie miała zamiaru dusić się w jednym domu z ojcem, a
ktoś musiał zająć się Nelly. Wszystkim wyszło to na dobre. Z resztą mieszkając
z siostrą Drewa, nie czuła się samotna. Cóż, zazwyczaj.
Spojrzała na kr0oplę wody, która leniwym
potokiem spływała po szybie. Cassie westchnęła głęboko, zastanawiając się,
kiedy wszystko tak nagle się spieprzyło. Miała nadzieję, że w jej życiu w końcu
zaczyna się dziać coś dobrego. Ale przecież życie to ciąg rozczarowań, a ona
powinna wiedzieć o tym najlepiej.
Prawda?
Pokręciła głową i wstała z krzesła, wylewając
zimną już herbatę do zlewu. Wyciągnęła telefon z kieszeni spodni i wysłała
sms-a do Samanthy, czy nie ma ochoty się spotkać. Po kilku sekundach otrzymała
odpowiedź.
Od: Sam
Pewnie.
Gdzie i kiedy?
Do: Sam
W
naszym miejscu?
Od: Sam
Będę
za 15 minut. Do zobaczenia. xx
Cassie narzuciła płaszcz i włożyła buty.
Owinęła szyję szalikiem i wyszła z mieszkania, uprzednio zamykając za sobą
drzwi na klucz. Nie przeszkadzało jej to, że na zewnątrz leje. Lubiła deszcz.
Można wtedy ukryć łzy i smutek.
Miała jeszcze półtorej godziny, dopóki nie
będzie musiała odebrać Nelly od mamy jej koleżanki ze szkoły. Przyspieszyła
więc kroku i ruszyła w stronę wyznaczonego miejsca spotkania.
Na początku ich znajomości, podczas
jednego ze spacerów w nudne, sobotnie popołudnie, natrafiły na dużą, dość
zniszczoną altanę z kilkoma ławeczkami w środku. Miejsce było urocze, zaciszne
i co najważniejsze, jedynie ich. Cassie miała wrażenie, że jeszcze kilka lat
temu, altana wyglądała zupełnie inaczej i z pewnością nie stała opuszczona
wśród zarośli.
Kiedy dotarła na miejsce, Sam już tam
była. Kąciki jej ust uniosły się na krótką chwilę, jednak zaraz po tym, znów
opadły.
- Hej – przywitała się Cassie, siadając obok.
Zauważyła, że Sam bawi się swoimi dłońmi, a robi to tylko wtedy, kiedy się boi
lub stresuje. – Sam, co się dzieje? – spytała marszcząc brwi.
Ciemnowłosa zerknęła na nią pustym
wzrokiem i oblizała spierzchnięte wargi. Kosmyki włosów dziewczyny wyślizgnęły się
z dwóch, luźnych warkoczy i zasłoniły nieco jej twarz. Cassie zdołała jednak dostrzec
pojedynczą łzę, która wypłynęła z jej oczu. I kolejną. I kolejną. Po chwili
ramiona dziewczyny zaczęły drżeć.
- Prze… Przepraszam, Cassie – wydukała,
szlochając cicho, nie podnosząc wzroku ze swoich stóp. Rudowłosa objęła ją
ramieniem, patrząc z troską na Samanthę.
Ku jej zaskoczeniu, Sam odsunęła się na drugi koniec ławki. Cassie rozchyliła
usta ze zdziwienia, jednak nic nie powiedziała.
Siedziała i wpatrywała się w roztrzęsioną
Sam, która nie wyrażała chęci przyjęcia pomocy. Po kilku minutach drżenie jej
ramion zmalało, a dziewczyna pociągnęła nosem, jednak nie przestała płakać.
Spojrzała na Cassie i wyszeptała:
- Prze… Przespałam się z Blakiem - wyjąkała
i schyliła niżej głowę, czekając na reakcję przyjaciółki.
Cassie poczuła łzy wzbierające się pod
jej powiekami. Pozwoliła im płynąć i pokręciła głową. Milczała przez chwilę i
zaczęła mamrotać niezrozumiałe słowa pod nosem. Spojrzała na Samanthę nie wierząc
w to, co usłyszała.
- Nie. Nie zrobiłaś tego. Powiedz mi, że
to nie prawda. Powiedz mi. Proszę! – krzyknęła ocierając łzy z policzków.
Wplotła dłonie we włosy i zacisnęła je w pięści. Jęknęła, wstając z ławki,
wiedząc, że Sam nic nie odpowie.
- Dlaczego wy wciąż to robicie?! Dlaczego
wszyscy traktują mnie jak popychadło?! Dlaczego mnie okłamujecie?! Dlaczego
wszyscy mnie zdradzają i odwracają się ode mnie. Jak mogłaś zrobić takie coś,
wiedząc, że coś do niego czuję?! – krzyknęła rudowłosa.
- Cassie… Ty sama nie wiesz co czujesz… -
wyszeptała Samantha.
- Dobra! W takim razie jestem zagubiona w
swoich uczuciach, co do niego. Ale czy to coś zmienia, Sam?! Przyjaciółki sobie
tego nie robią, pamiętasz?! Sama tak powiedziałaś! Sama ustaliłaś tą zasadę, że
nie sypiamy, ani nie podrywamy nawzajem swoich chłopaków! – jęknęła i spojrzała
na nią ze złością. Zacisnęła usta, aby się nie rozpłakać.
- Blake nie jest twoim chłopakiem –
odpowiedziała Sam, jednak po chwili milczenia z obu stron, dopowiedziała: - Przepraszam,
okej?! – powiedziała Sam, nienaturalnie wysokim głosem, który się załamał. -To
nic nie znaczyło! Przecież wiesz, że… Wiesz, że zależy mi na Hugonie…
- Jesteś nie poważna, wiesz?! – wrzasnęła
Cassie, kręcąc gwałtownie głowa. Nie mogła jej słuchać. - Mówisz, że ci na nim zależy, płakałaś, kiedy
cię odrzucił, ja cię pocieszałam, a ty w zamian za to, przespałaś się z
Blakiem?! – spytała z niedowierzaniem.
- Chciałam być z tobą szczera! – zawołała
z rozpaczą Sam, ocierając łzy.
- Aż trudno uwierzyć, że jesteś zdolna do
szczerości, Sam – warknęła Cassie. – Nic
się nie zmieniłaś. Wciąż jesteś tą szmatą, którą byłaś kilka miesięcy temu.
Wrakiem dziewczyny, która udaje szczęśliwą. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego,
rozumiesz?! – warknęła i spojrzała na Samanthę, która nabrała haust powietrza,
zdziwiona ostrymi słowami Cassie. Do jej ciemnoniebieskich oczu napłynęły
kolejne łzy. Cassie nie zwróciła na to uwagi, tylko cofnęła się kilka kroków po
czym odwróciła się, biegnąc ile sił w nogach.
~*~
Kiedy wbiegała po schodach na górę, do
swojego pokoju, nie liczyło się dla niej to, że za jakieś pół godziny powinna
odebrać Nelly. Liczyło się tylko jedno. Zapomnienie.
Krztusząc się własnymi łzami, na drżących
nogach weszła do łazienki w swoim pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i wybchnęła
głośnym płaczem, który dusiła w sobie przez całą drogę. Dotarło do niej, jak
wielki ból sprawiła jej zdrada Samanthy i Blake`a.
Powiedział jej, że ją kocha. Znowu
kłamał?
Cassie zaczynała gubić się w tym, co było
kłamstwem, a co prawdą. Czuła jak jej serce ponownie rozpada się na tysiące,
małych kawałeczków. Każdy z nich przepełniony jej smutkiem i cierpieniem.
Samotnością i zdradą. Oszustwem i kłamstwem.
Brutalna rzeczywistość, która w końcu ją
dopadła.
Poczuła ogromną samotność, jak nigdy
wcześniej. Pozwoliła sobie wierzyć, że w jej życiu coś się zmieni. Że zagości w
nim radość i miłość. Ale jak zawsze, była w błędzie. Ludziom nie można ufać.
Wiedziała to, ale postąpiła inaczej.
Chciała, aby mama była z niej dumna.
Dumna z tego, że jej córka jest dzielna i próbuje sobie radzić.
- Twoja matka nie żyje, kretynko –
warknęła do swojego odbicia w lustrze. Cała jej twarz była zapuchnięta od
płaczu, a oczy lśniły od łez. Długie, rude włosy były splątane. Rozdygotanymi
dłońmi otworzyła szufladę pod zlewem i wyciągnęła paczkę papierosów. Odpaliła
jednego i zaciągnęła się mocno, czując jak jej mięśnie nieznacznie się rozluźniają.
Jednak pomogło to tylko na krótko.
Znalazła kosmetyczkę, w której zawsze
trzymała na zapas jakieś narkotyki. Wiedziała, że kiedyś mogą jej się przydać.
Dziś był ten dzień. Połknęła kilka z nich, a następnie kolejne. Usiadła na klapie toalety i odchyliła głowę z
delikatnym uśmiechem na ustach. Poczuła jak zaczyna jej szumieć w głowie, a w
kończynach pojawia się upragnione odrętwienie. Myśli się zatarły, jednak ból
pozostał. To ją frustrowało.
W tym momencie była na siebie wściekła,
że pozwoliła sobie dopuścić ludzi do swojego życia. Gdyby nie Sam, Hugo, Blake
i Drew, wciąż żyłaby tak samo. I byłby szczęśliwsza niż teraz. Popełniła
ogromny błąd, wierząc, że może kogoś pokochać. Miłość nie istnieje. Ludzie nie
potrafią kochać bezinteresownie.
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy znowu
zaczęła płakać i dławić się własnymi łzami pełnymi bólu i rozpaczy. Zaczęła
przeszukiwać szufladę, a kiedy nie znalazła tego, czego szukała, pociągnęła ją
z całej siły, tak, że całkowicie wypadła na ziemię. Wszystko znalazło się na
podłodze. Dziewczyna padła na kolana i zaczęła przesuwać drżącymi dłońmi po
kafelkach aż znalazła żyletkę, która skryła się pod umywalką.
Wyciągnęła ją z papierka i spojrzała na
kawałek metalu. Na swoją prawdziwą przyjaciółkę, która zawsze jest gotowa jej
pomóc. Usiadła na ziemi i oparła się plecami o ścianę. Zaraz cały ból zniknie. A ona w końcu zazna
spokój.
Już od dawna o tym myślała. Tyle razy próbowała,
ale nigdy nie dotarła do punktu kulminacyjnego, gdzie wszystko się kończy.
Przez tak długi czas powtarzała sobie, że wszystko jest w porządku, że będzie
lepiej, że wszystko się zmieni. Ale tak nie jest. Nie jest w porządku. Nigdy
nie było. Nie istnieje żadne szczęśliwe zakończenie. Nie istnieje książę, który
wyratuje księżniczkę w opałach.
Cassie uniosła swój chudy, blady
nadgarstek i zrobiła nowe, pierwsze nacięcie. Zafascynowana patrzyła jak
stróżka krwi spływa po jej ręce.
Przypomniały jej się słowa Blake`a z
wieczoru, kiedy ostatecznie chciała się poddać.
Jesteś
dla mnie jak powietrze.
Słowa ciemnowłosego zadźwięczały jej w
uszach. Znów poczuła jak wiatr targa jej włosami. Jakby cofnęła się w czasie,
do tego dnia.
Przyłożyła żyletkę do nadgarstka i
zrobiła kolejną, nieco większą szramę. Nieznacznie się skrzywiła, jednak
pieczenie i ból nie trwał długo. Poczuła ulgę.
Taka ważna, Cassie.
Znów czuła alkohol i narkotyki płynące w
jej żyłach. Chwilowe ciepło w sercu, kiedy usłyszała te słowa. Przypływ złudnej
nadziei.
- Dlaczego to powiedziałeś, Blake? Dałeś
mi nadzieję, a w decydującym momencie mnie opuściłeś –załkała i znów nacięła
nadgarstek. Tym razem naprawdę głęboko. Zaszlochała głośno, nie odrywając
wzroku od kropel krwi, które skapywały na powierzchnię czystych, białych
kafelek.
Ja
cię potrzebuję. Proszę cię, Assie.
- Dlaczego skłamałeś? Dlaczego nie
powiedziałeś mi prawy? Dlaczego mnie zniszczyłeś? – szepnęła, czując jak jej
umysł staje się zamroczony, a ciało coraz bardziej bezwładne. Ostatkiem sił po
raz ostatni nacięła nadgarstek upuściła ostrą żyletkę na podłogę.
Rozchyliła usta, uśmiechając się
delikatnie. Nareszcie poczuła spokój i lekkość na duszy.
Była szczęśliwa.
A
więc tak wygląda koniec?
No i jest nowy rozdział. Wybaczcie, że tak długo nic nie dodawałam, ale tak jak pisałam pod ostatnim rozdziałem, wyjechałam na ferie. Mam nadzieję, że ten rozdział wam to wynagrodzi. Nie jest ani fenomenalny, ani długi, ale przynajmniej się dzieje. :) Zgłębiłam was w myśli Cassie. Mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu udało mi się odzwierciedlić jej ból.
Jak myślicie, co się stanie dalej? Piszcie w komentarzach! Dziękuję Wam za każdą opinię! ♥
Podoba wam się nowy szablon? Bo mi bardzo! Dziękuję kochanej Blode z Szablonownicy za wykonanie go!
Kiedy nowy rozdział? Na pewno jeszcze w lutym! :)
Całuję! xx
Jst świetny! Oby Cassie z tego wyszła!
OdpowiedzUsuńPisz dalej, weny!
Znowu nie dałaś Hugo i Sam! ;p Mam nadzieję, że w końcu będzie jakiś wątek z nimi, bo ich najbardziej lubię ^-^ no, ale też jestem ciekawa co będzie dalej z Cassie... czy Drew (bo ona u niego mieszka, tak? xD) ją znajdzie, czy może jego siostra zastanie ten straszny widok... no jestem ciekawa co z nią będzie. I co się dzieje z Hugo, bo o nim nie było mowy w ogóle, może Sam do niego pójdzie? W niektórych miejscach było za dużo przecinków, ale mało było tych miejsc, więc się nie czepiam ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ^-^ I czekam na kolejny rozdział :*
Tak mi przykro. Cholera, tak strasznie szkoda mi Cassie. Mogę się tylko domyślać, jak ona musi się czuć. Ciągle oszukiwana i zdradzana. Wcale nie dziwię się, że posunęła się do takich, a nie innych czynów. Jeżeli coś jej się stanie, jeżeli umrze, Samantha i Blake będą ją mieli na sumieniu. Jestem pewna, że oboje nie darowaliby tego sobie. Cholera, mam nadzieję, że ktoś ją znajdzie i odratuje! Proszę, nie usmiercaj jej mi :c
OdpowiedzUsuńNo nic, to ja czekam na kolejny.
Życzę weny i pozdrawiam c;
A co do szablonu, tak, jest piękny! Dziewczyny z szablonownicy są niesamowicie utalentowane!
Zacznę od szablonu. Bardzo mi się podoba, pasuje do klimatu tego opowiadania. Rozdział jak zwykle mi się spodobał, ale jak na razie najbardziej mną wstrząsnął. Czułam, że z tego wszystkiego nie wyniknie nic dobrego. Szkoda, że się nie pomyliłam. Mam wielką nadzieję, że Cassie się nie zabije, że przeżyje! To opowiadanie nie może się tak skończyć. Płakać mi się zachciało, gdy czytałam tą scenę, gdy zamknęła się w łazience. boję się. :C Szybko dodawaj kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co będzie dalej, choć z drugiej strony boję się tej prawdy. Blake ją kocha, ja wiem, że jej trudno, ale niech ona mu wybaczy i niech będą razem. Udało Ci się pokazać jej ból, nawet bardzo dobrze. I cieszę się, że powstał taki rozdział o uczuciach i myśli Cassie, bo ja ją najbardziej lubię z głównych bohaterów i trochę mi tego brakowało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Sorry, że nie na temat rozdziału, ale słyszałam że robisz genialne szablony? Czy to prawda? Potrzebuję dwóch. Czy to dałoby się załatwić? Proszę o odpowiedź pod moim ostatnim rozdziałem.
OdpowiedzUsuńVivienne
Nareszcie rozdział <33 Trudno mi sobie wyobrazić, jak okropnie musi czuć się Cassie. Najpierw ta sprawa z Drew'em, a teraz jeszcze dowiedziała się o tym, że Sam przespała się z Blake'iem. Może Cass i Blake nie byli parą, ale Sam widziała, że między nimi coś się rodzi. Musiała to zauważyć. Rozumiem, że była w podłym nastroju i w ogóle, ale przesadziła. I co jej dało to, że przespała się z Blake'iem? Nic. Tylko pogorszyło wszystko. Ale ma nauczkę. Mam jednak nadzieję, że Cassie z czasem jej wybaczy, choć to pewnie będzie trudne. Ej... ktoś znajdzie Cass, prawda? Dlaczego sięgnęła po tą żyletkę. No dlaczego? Czy cięcie się daje aż takie ukojenie? chyba nigdy tego nie zrozumiem, jak można tak sobie szkodzić. A Drew... co z nim? I wszystko przez Blake'a. Co za kretyn!
OdpowiedzUsuń