Wciąż odczuwała przerażenie. Wbrew
pozorom nie była wcale taka twarda jaką udawała. Może i miała cięty język, ale
nie zmienia to faktu, że wciąż była tylko dziewczyną. Samotną boją na morzu,
która nie ma nikogo w pobliżu. Ta myśl bolała, jednak nie tak bardzo jak
kiedyś. Do samotności idzie się przyzwyczaić.
Idący obok niej chłopak także
układał sobie wszystko w głowie. Emocje w nim buzowały. Czuł jednocześnie ulgę
i niepokój. To, że w porę odnalazł Samanthę, było zwykłym łupem szczęścia.
Chłopaka oblał zimny pot, kiedy pomyślał co by było, gdyby dotarł kilka minut
później. Mimowolnie zadrżał i przełknął ślinę. Miał ściśnięte gardło, bolała go
pięść, a serce krajało się za każdym spojrzeniem rzuconym na idącą obok dziewczynę.
Wiedział, że Sam jest trudną osobą. Patrząc
na nią teraz, nie widział w niej tej samej, pewnej siebie i twardej dziewczyny.
Zobaczył tylko bezbronną i samotną siedemnastolatkę, która szuka okazji aby
wtopić się w tłum. Na swój dziwny sposób, ona i Hugo byli do siebie podobni,
ale jeszcze o tym nie wiedzieli.
Zmierzali w stronę Cassie i Blake`a,
których widzieli po raz ostatni w ich sektorze. Kiedy przebrnęli przez gęsty
tłum i wreszcie odzyskali swobodę ruchu, Samantha odetchnęła głęboko i objęła
się jedną ręką w talii. Przeszli kilka metrów i stanęli przed przyjaciółmi,
którzy byli dość zaabsorbowani sobą nawzajem. W chwili, gdy wyczuli cudzą
obecność, oderwali się od siebie i spojrzeli na stojącą przed nimi Samanthę u
boku Hugona.
Blake odsunął się od Cassie i
zaniepokojony wstał z miejsca. Rudowłosa także zauważyła kiepski stan w jakim
znajdowała się Samantha.
- Co się stało? – spytał Blake,
robiąc miejsce Sam, aby ta mogła usiąść na miękkiej kanapie.
Hugo po skrócie opowiedział im co
się wydarzyło. Pominął szczegóły, chcąc oszczędzić dziewczynie więcej
cierpienia. Blake i Cassie spojrzeli na nią wzrokiem pełnym współczucia i
troski.
- Może będziemy już wracać? –
zaproponował nagle Hugo, który nagle stracił wszelkie chęci do zabawy.
Wszyscy zgodzili się na propozycję chłopaka,
a Cassie oznajmiła im, że skoczy tylko po drinka i będą mogli wychodzić.
- Nie ma mowy – powiedział Blake ze
stanowczością w głosie, chwytając szczupły nadgarstek rudowłosej. Dziewczyna
spojrzała na niego ze złością w oczach.
- Daj spokój, zaraz przyjdę. Nie
jestem dzieckiem – warknęła wyszarpując dłoń z uścisku chłopaka. Nie czekając na
jakąkolwiek odpowiedź, wyszła z sektora i błyskawicznie wtopiła się w tłum.
- Ona nie może iść tam sama! –
powiedział Blake przez zaciśnięte zęby. Nie mógł uwierzyć, że tak szybko
stracił kontrolę nad sytuacją i pozwolił odejść dziewczynie. W jego głowie
zaczęły pojawiać się najróżniejsze scenariusze. Niecierpliwie zastukał palcami
o stół, a Hugo uspokoił go, kładąc dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, Cassie wie co robi.
Jeśli nie wróci za pięć minut, pójdziemy jej poszukać – postanowił ciemnowłosy,
jednak wiedział, że jego słowa brzmią żałośnie. Chciał wierzyć w swoje słowa,
które wypowiedział, aby jego przyjaciel nie wpadł w panikę.
~~~
Rudowłosa doszła do baru i zamówiła
kilka kieliszków wódki. Kiedy je otrzymała, wypiła wszystko w niecałe dwie
minuty. Skrzywiła się i wstała. Pomimo tego, że wlała w siebie już trochę
alkoholu odkąd przyszli do klubu, nie odczuwała mocnych oznak upojenia.
Chwilami żałowała, że ma taką mocną głowę. Nie pozwalało jej to na szybkie
upicie się i zapomnienie o wszystkich bólach.
Przez cały wieczór pragnęła tylko
jednego. Zapomnienia. Nie chciała dłużej odczuwać bólu, który codziennie ciążył
jej w piersi. Był palący i przenikał do każdej komórki jej ciała. Cassie nie
była silna. Nawet nie próbowała taka być. Wiedziała, że dni takich jak te
będzie więcej, a cierpienie nigdy się nie skończy. Choćby nie wiadomo co
robiła, nie mogła być szczęśliwa. Bała się szczęścia. Bała się ludzi, gdyż
wiedziała do jakich okropieństw są zdolni.
Rudowłosa przetarła dłonią kolejne
łzy spływające po jej bladych policzkach i udała się w jedno z najbardziej
oddalonych miejsc w klubie. Zza dekoltu w sukience wyciągnęła banknoty i
podeszła do młodej dziewczyny stojącej po ścianą.
Kupiła kilka pierwszych lepszych
tabletek i wręczyła zapłatę. Bez trudu połknęła wszystkie na sucho i odczekała
chwilę. To była już druga dawka narkotyków jaką zaserwowała sobie tego
wieczoru. Jedynie dzięki nim jakoś się trzymała. Dzięki nim postrzegała świat w
lepszych barwach. Chociaż przez chwilę.
To uczucie było zgubne, gdyż kiedy
magiczny efekt odurzenia mijał, a bolesna rzeczywistość powracała ze zwiększoną
siłą. Dziewczyna doskonale o tym wiedziała, jednak wolała przez tą krótką
chwilę w czasie, poczuć pozorne szczęście. Chociaż przez chwilę.
Kiedyś była szczęśliwa. Nawet teraz,
jej odurzony narkotykami umysł doskonale pamiętał te chwile. Chwile pełne
radości i śmiechu. Chwile kiedy czuła się kochana. Ostatni raz zaznała
szczęścia trzy lata temu.
Dziewczyna potrząsnęła głową,
ponownie próbując wyrzucić przykre myśli ze swojego umysłu. Zbliżyła się do tańczących
ludzi i nim się spostrzegła, została wchłonięta w tłum. Przymknęła powieki i
zakołysała się w rytm muzyki.
Jej umysł odczuł działanie
narkotyków. Dziewczyna z zadowoleniem stwierdziła, że musiały być mocne, gdyż w
połączeniu z wódką sprawiły, że myśli Cassie zostały naprawdę zamglone. Źrenice
jej się rozszerzyły, a wszystkie bodźce wydawały się wzmocnione. Kolory
jaśniejsze i jaskrawsze. Tak samo jej ciało zdawało się być lekkie niczym
piórko. Bez trudu wirowała między ludźmi, nie bardzo kontrolując to, co robi.
Straciła panowanie nad własnymi kończynami, które były jak z waty. Zaśmiała się
głośno i pozwoliła aby jej bezwładne ciało lawirowało w tłumie.
~~~
Blake, Sam i Hugo szukali Cassie już
od kilku minut. Zdenerwowany i jednocześnie przerażony Blake, gorączkowo
rozglądał się po zatłoczonym klubie. Jego oddech stał się płytki, a serce biło
w szaleńczym tempie. Czuł, że każda komórka jego ciała drży ze strachu o
dziewczynę. Martwił się o Cassie, gdyż wiedział, że jest ona bardzo krucha i
bezbronna.
Postanowili się nie rozdzielać i na
tyle ile było to możliwe, trzymali się blisko siebie, przeszukując wszystkie
kąty klubu. Niespodziewanie przed oczami Samanthy, w oddali mignęły mocno rude
włosy. Serce jej stanęło, a dziewczyna zatrzymała się wpół kroku.
- Tam! – sapnęła, próbując
przekrzyczeć muzykę. Szybkim krokiem ruszyli we wskazaną przez brunetkę
kierunku. Weszli na podwyższenie, a następnie po niewielkich schodach. I
faktycznie. Spostrzeżenie Samanthy było słuszne. Zauważyli szczupłą dziewczynę
opierającą się o ścianę.
Kiedy Cassie zauważyła swoich
znajomych, jęknęła w duchu, a zaśmiała się na głos. Był histeryczny i szalony.
Wszyscy spojrzeli po sobie, nie wiedząc co dalej robić w tej sytuacji. Od razu
zauważyli, ze Assie musiała wziąć jakieś mocne narkotyki i popić je alkoholem.
- Cassie! Wszędzie cię szukaliśmy! –
powiedziała z wyrzutem Sam, łapiąc przyjaciółkę za ramię. – Chodź, wracamy do
domu.
- Okej. To zaczekajcie na mnie przed
klubem, a ja skocze do toalety – powiedziała z uśmiechem.
- To ja poczekam na ciebie, a oni rozejrzą
się za taksówkę – zaoferowała się Samantha.
- Nie. Załatwię to sama, będzie
szybciej – upierała się Cassie i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wyminęła ich
i ponownie wtopiła się w tłum.
Wszyscy jęknęli i spojrzeli po sobie
zrezygnowanym wzrokiem. Po raz kolejny pozwolili, aby Cassie po prostu umknęła
im z rąk.
- To są chyba jakieś jaja – warknął
zrezygnowany Hugo, przeczesując włosy dłonią. Po chwili spytał: - Co w takim
razie robimy?
- Wyjdźmy przed klub i miejmy
nadzieję, że tym razem Assie dotrzyma słowa – powiedziała Samantha bez przekonania.
Zgodzili się na jej propozycję, gdyż sami nie mieli lepszego pomysłu.
Dziewczyna poczuła ulgę, kiedy
wzięła wdech świeżego powietrza, które uspokoiło szalejące w jej głowie myśli. Obawiała
się o Cassie. Tak jak wszyscy. Rudowłosa naprawdę dziwnie się dzisiaj
zachowywała. Nie chodziło tutaj o narkotyki. Za tym kryło się coś innego…
Przed wejściem stali już dobre
dziesięć minut. Taksówkę złapali bez większych problemów, a teraz siedzący w
aucie kierowca klął pod nosem na to, że musi czekać, aż młodzież łaskawie
wsiądzie.
Blake przechodził z nogi na nogę, co
rusz sprawdzając godzinę w telefonie. Kiedy wybiło pięć minut po północy, nie
wytrzymał i odwrócił się do przyjaciół.
- Wracam tam – zapewnił twardo i
ruszył z powrotem ku wejściu. Hugo westchnął i powiedział taksówkarzowi, że
może odjechać. Nie zwrócił uwagi na kolejne przekleństwa jakimi został
obdarowany, tylko podążył za przyjaciółmi.
Ponownie zaczęli przeszukiwać każdy
zakamarek klubu. To było jak zabawa w kotka i myszkę. Wydawało im się, że
Cassie po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Sprawdzili wszystkie możliwe
miejsca, gdzie dziewczyna mogłaby się ukryć.
Cała trójka wpadała w coraz większą panikę.
- Powoli – mruknęła Samantha. – Gdzie
ostatnio ją widzieliśmy? – spytała chłopaków, którzy przystanęli wpatrując się
w nią,
- Hm… Na górze. W pobliżu są toalety
i… - zastanowił się Hugo próbując sobie przypomnieć budowę klubu, w którym
często bywał. – I wejście na dach – powiedział z szeroko otwartymi oczami.
Że też wcześniej o tym nie pomyślał!
Wystarczyło wejść w boczny korytarz, a następnie po wąskich schodkach, aby
otworzyć metalową klapę i człowiek znajdował się na dachu, pięć pięter nad
ziemią.
- Czy ten wieczór może się skończyć?
– jęknęła Samantha, czując wzbierające się w niej zmęczenie. Myśl, że Cassie
jest sama na dachu budynku, napawała ją przerażeniem i niepokojem.
Weszli po wąskich schodach i po
chwili wszyscy znaleźli się na dachu. Zawiał w nich zimny wiatr i wszyscy
otworzyli szeroko oczy patrząc na rudowłosą.
Cassie stała na krawędzi dachu, w
jednej dłoni trzymając butelkę wódki, którą swoją drogą nie wiadomo skąd
wzięła. Jej długie włosy rozwiewał nocy wiatr, a światło księżyca sprawiało, że
jej twarz wyglądała na bledszą niż zwykle.
Dziewczyna pociągnęła łyk trunku i
skrzywiła się. Wychyliła się nieco i spojrzała pięć pięter w dół. Zachwiała się
nieco i musiała rozłożyć ręce na boki, aby nie spaść. Cassie zachichotała i
spojrzała się przez ramię, wyczuwając obecność przyjaciół. Wszyscy, widząc
każdy ruch ze strony Cassie, drgali przestraszeni.
- Wystarczyłby jeden krok… - zaczęła
cicho dziewczyna, wpatrując się z powrotem przed siebie.- Jeden krok i cały ból
by się skończył. Ułamek sekundy i już by mnie nie było.. – powiedziała z
goryczą w głosie i poczuła łzy spływające po jej policzkach. Nie próbowała ich
powtrzymać. Każda z nich była oznaką jej słabości i tego w sobie nienawidziła,
ale nie miała siły dłuż ej walczyć. Już nie.
- Cassie, proszę cię. Nie rób
głupstw – powiedziała Sam z rozpaczą w głosie. Serce podeszło jej do gardła na
widok przyjaciółki. Jej dusze raniły setki ostrzy, kiedy Cassie wypowiadała
kolejne słowa. Samantha była w tej chwili bezradna, a to uczucie napawało ją
frustracją.
- Po co mam wciąż żyć? Jeśli każdy
kolejny dzień to kolejny ból. Każda przeżyta przeze mnie minuta, to kolejna
minuta pełna samotności. Życie to ciąg rozczarowań. W moim nie ma miejsca na
szczęście. Pogodziłam się z tym już dawno. – Cassie przerwała swój monolog,
patrząc na telefon. Zegarek na wyświetlaczu wskazywał godzinę dziesięć minut po
północy. Przez chwilę panowała kompletna cisza. Hugo, Blake i Samantha z
przerażeniem wpatrywali się w drobną sylwetkę rudowłosej, która chwiała się
niebezpiecznie. Jeden gwałtowny ruch, i jej ciało spadłoby pięć pięter w dół.
- Dzisiaj mijają trzy lata odkąd
moja mama nie żyje. – Cichy szept Cassie rozniósł się w powietrzu, przerywając
ciszę, która między nimi nastała. – Trzy lata, od kiedy nie zaznałam szczęścia.
Trzy lata odkąd poczułam się potrzebna. – dziewczyna zaszlochała cicho,
zaciskając dłonie w pięści. Butelka którą trzymała w dłoni, upadła metr od
niej. Szloch Cassie był rozpaczliwy, żałosny i pełen cierpienia. Każda łza
wylana przez nią była kolejnym apelem po pomoc. Dziewczyna chwilami czuła się,
jakby żyła za przezroczystą ścianą. Wszyscy ją widzą, ale nikt nie słyszy jej
rozpaczliwego wołania.
- Nie chcę tak dłużej żyć! Chce
zakończyć ten ból, samotność, strach… Nie mam siły… Jeśli umrę, nikt nie zwróci
na to uwagi. Nikogo to nie obejdzie, bo nikomu na mnie nie zależy. Jaki jest w tym
więc sens? – spytała Cassie pociągając
nosem. Przeszła kilka kroków po krawędzi, a do jej chaotycznych myśli, wkradła
się kolejna.
- Tak właśnie wygląda moje życie. Tak
jak teraz. Żyję na krawędzi między życiem a śmiercią. Każdego dnia jestem o
krok od śmierci. Proszę, pozwólcie zakończyć mi ten ból – z gardła dziewczyny
wydostała się kolejna fala płaczu.
Wszyscy przyjaciele z niekrytym
przerażeniem i smutkiem wpatrywali się w sylwetkę dziewczyny. Nikt nie wiedział
co zrobić w takiej sytuacji. Nie mieli pojęcia co powiedzieć, jak zareagować,
co zrobić. Po twarzy Samanthy spływały łzy strachu i cierpienia. Zrobiła
niepewny krok do przodu, jednak Cassie zatrzymała ją gwałtownym ruchem dłoni, sprawiając
tym samym, że ponownie się zachwiała. Obraz przed jej oczami zawirował.
- Cassie proszę. Zejdź stamtąd –
powiedział Blake z rozpaczą w głosie. – Masz nas. Żyjemy bo mamy dla kogo.
Żyjemy bo mamy siebie nawzajem. Potrzebujesz nas Cassie, a my chcemy ci pomóc.
Tylko musisz nam na to pozwolić… - Ciemnowłosy wiedział, że jego błagania
brzmią żałośnie, jednak nie miał lepszego pomysłu. To była ostatnia deska
ratunku i najlepszy pomysł na jaki wpadł. – Ja cię potrzebuję. Wszyscy cię potrzebujemy.
Proszę cię Assie – powiedział cicho chłopak. Zamrugał kilkakrotnie, próbując powstrzymać
napływające do jego oczu łzy. Słowa które przed chwilą wypowiedział były
ostatnim co mu przyszło do głowy. Nie wiedział co więcej może powiedzieć lub
zrobić.
Nie do końca też wiedział czy są one
szczere, jednak wiedział, że obdarzył Cassie obcym mu uczuciem. Przerażało go
to, a jednocześnie koiło zranione serce. Obecność tej dziewczyny była dla niego
jak magiczne lekarstwo, które może uleczyć najgroźniejszą chorobę.
- Jesteś dla mnie jak powietrze Cassie –
powiedział nieśmiało i uśmiechnął się delikatnie.
- Taka niewidzialna? – spytała szeptem
dziewczyna, wciąż cicho łkając.
- Taka ważna Cassie – odpowiedział z
uporem w głosie.
Słysząc słowa chłopaka, rudowłosa ponownie
wybuchnęła płaczem. Wiedziała, że rani wszystkich naokoło. To co teraz robi,
zadaje wielki ból jej przyjaciołom. Wiedziała, ze jej matka chciałaby, aby
Cassie była silną dziewczyną. Na taka ją wychowała. Nie byłaby z niej dumna,
gdyby widziała, że jej córka się głodzi i bierze narkotyki. Ona cierpiała, jej
przyjaciele i matka, która obserwuje ją z góry.
Cassie czuła, że gdzieś w środku niej
znajduje się cząstka, która chce walczyć. Dla mamy. Ona po prostu nie miała
siły, aby tą cząstkę odnaleźć. Chciała jednak spróbować.
Cała trójka jak jeden mąż, zrobiła
niepewny krok do przodu, czujnie obserwując reakcje Cassie . Dziewczyna stała nieruchomo, więc
zbliżali się do niej, powoli zmniejszając odległość, która ich dzieliła. Po
chwili znaleźli się metr od rudowłosej, a Cassie odwróciła się do nich przodem,
ukazując swoją zapłakaną twarz.
Zeszła z krawędzi i spuszczając wzrok na
swoje buty, ruszyła w stronę Blake`a. Przylgnęła do niego całym ciałem, chwytając
poły jego koszulki. Zacisnęła je mocno i po jej policzkach spłynęły kolejne
słone łzy bezradności.
~~~
Samantha leżała na kanapie w salonie, w
mieszkaniu Blake`a, okryta kocem i z kubkiem ciepłej herbaty w ręku. Kiedy
wsiedli do taksówki, Blake od razu zaproponował, aby wszyscy przenocowali u
niego. Kiedy tylko weszli do mieszkania, chłopak udał się gdzieś z drzemiącą w
jego ramionach Cassie, a Samantha odnalazła łazienkę. Przemyła twarz i na tyle
ile było to możliwe, zmywając makijaż. Długie włosy spięła w kitkę i położyła
się na kanapie.
Hugo, który trzymał się z nich wszystkich
najlepiej, zrobił Sam herbatę i okrył ją kocem. Dziewczyna poczuła przyjemne ciepło
w sercu. To, że ktoś się o nią troszczył sprawiło jej niezwykłą przyjemność.
Spojrzała z wdzięcznością na chłopaka, który po chwili też gdzieś zniknął.
Samantha siedziała w ciemnym salonie, a
przez okno wpadało światło księżyca. Dziewczyna spojrzała na zegarek stojący na
komodzie. Było wpół do drugiej w nocy. Ciemnowłosa przymknęła oczy i zmęczona
oparła głowę o oparcie kanapy. Dzisiejsze wydarzenia całkowicie ją wyczerpały.
Okazało się to, że Hugo wcale nie jest
takim aroganckim dupkiem, za jakiego go na początku brała. Wystarczył jeden
wieczór, aby zmieniła o nim zdanie. Przy bliższym poznaniu chłopak ukazywał
swoją prawdziwą, lepszą twarz. Twarz ciepłej, opiekuńczej i miłej osoby.
Słowa Cassie i jej własne przeżycie
bardzo ją dotknęły. Nie chciała myśleć co by było gdyby Hugo nie odnalazł jej w
porę. To wszystko było jego zasługą. To, że w porę odszukali Cassie, także. W
końcu to on wpadł na to, że dziewczyna mogła wejść na dach budynku. Dzisiejszej
nocy, wszyscy byli jego dłużnikami.
Pogrążona we własnych myślach, nie
zauważyła tego, że Hugo wszedł do pokoju. Chłopak stanął przy oparciu kanapy,
patrząc na dziewczynę. Westchnął ciężko, myśląc, że dzisiejsza noc z pewnością
zostawi bliznę w jej pamięci.
Sam zauważyła przybycie Hugona i odwróciła
się do niego. Posłała mu delikatny uśmiech i spytała:
- Gdzie Cassie i Blake?
- W drugim pokoju – odpowiedział chłopak
i podrapał się po głowie. Zaśmiał się nerwowo, a w jego policzkach ukazały się
dołeczki. – Blake powiedział, że ma w mieszkaniu tylko dwa łóżka… - zawahał się
chłopak. – Ale mogę przenocować na podłodze, nie ma sprawy.
Samantha zaśmiała się cicho i przewróciła
oczami. Bez słowa odsunęła się na bok, robiąc miejsce chłopakowi. Kanapa była dość
duża, więc bez problemu się zmieścili.
- Jak myślisz? Będzie coś między nimi? –
spytała Samantha, przerywając cisze, która między nimi nastała.
- Między kim?
- No między Cassie a Blakiem –
powiedziała zniecierpliwiona i uśmiechnęła się lekko.
- Nie wiem. Może… W sumie to mają się ku
sobie…
- Yhm. Czuć między nimi miętę – zaśmiała się
cicho Samantha. – Ale to dobrze. Oni się nawzajem potrzebują. Blake miał rację…
Dziewczyna przerwała i westchnęła ciężko
na wspomnienie, które pojawiło się w jej głowie. Samantha czuła przyjemne
ciepło bijące od ciała Hugona i w żadnym stopniu nie odczuwała skrępowania
leżąc obok niego. Obecność Hugona w pewnym sensie ją uspokajała, chociaż jeszcze
kilka dni temu powiedziałaby zupełnie co innego.
- Dziękuję ci – powiedziała niespodziewanie,
wyrywając chłopaka z zadumy. – Dziękuję, że w porę mnie znalazłeś… Że wpadłeś
na to, gdzie może być Cassie… Jestem twoją dłużniczką. Nie wiem co by się stało,
gdybyś w porę mnie nie znalazł… - Potok słów wydobywający się z jej ust zdawał
się nie mieć końca i był niezwykle chaotyczny. Sam czuła jak niekontrolowany strumień
łez spływa jej po policzkach. Wspomnienie mężczyzny, który chciał ją wykorzystać
spowodowało fale bólu.
Hugo zauważył łzy dziewczyny i jego serce
krajało się na kawałeczki. Chłopak spróbował się uśmiechnąć, jednak zamiast
tego wyszedł mu grymas.
- Nie płacz, proszę. Zbyt wiele łez
dzisiaj było… - powiedział wycierając jej mokre policzki. Pchnięty nieznaną mu
siłą, zastygł z dłonią przy jej twarzy i niepewnym ruchem, przejechał po niej
kciukiem, czujnie obserwując reakcje ciemnowłosej. Ku jego zaskoczeniu,
dziewczyna przymknęła swoje niebieskozielone oczy.
Sprawiała wrażenie rozluźnionej i
spokojnej. Nastała między nimi kojąca cisza, a każde z nich pogrążyło się we
własnych rozmyślaniach. Hugo po kilku minutach spojrzał na Samanthę i
stwierdzi, że dziewczyna, nie wiedząc kiedy, pogrążyła się we śnie.
Podczas snu wyglądała tak niewinnie. Koś
kto by ją teraz zobaczył, w życiu nie domyśliłby się, jaka gwałtowna i
wybuchowa potrafi być. Spojrzał na jej łagodne rysy twarzy, które były teraz
całkowicie wygładzone. Podczas snu wydała mu się jeszcze piękniejsza niż
zwykle.
Uśmiechnął się delikatnie i chcąc wykonywać
jak najmniej gwałtowne ruchy, ułożył się w jak najwygodniejszej pozycji. Śpiąca
na jego ramieniu dziewczyna trochę mu to uniemożliwiała, ale nie chciał jej
budzić.
~~~
Blake z troską w oczach spojrzał na
śpiącą Cassie. Jej blada twarz była opuchnięta od płaczu, jednak nie odbierało
jej to urody, czy uroku osobistego. Wydawała się teraz bardziej krucha niż
zwykle, co tylko spotęgowało jego troskę o nią.
Uliczne lampy rzucały podłużne smugi
światła, które dostawały się do mieszkania chłopaka, oświetlając twarz Cassie.
Jej długie rzęsy rzucały cień na policzki, a blade, pełne usta były lekko
rozchylone.
Chłopak spojrzał na nią z bólem w oczach
i schował twarz w dłoniach. Był zmęczony. Nie wiedział, że Cassie aż tak
cierpi. Nikt nie wiedział. W pewnym stopniu miał do niej pretensje, że nie powiedziała
mu o tym, że dziś jest trzecia rocznica śmierci jej matki. Ale po długim
rozmyślaniu, zdał sobie sprawę, że Cassie nie należy do osób, które opowiadają
o swoich problemach pierwszej lepszej osobie.
To co dzisiaj Cassie próbowała zrobić,
zadało mu niewyobrażalny ból. Sam nie wiedział, dlaczego aż tak to przeżywał.
Nie wiedział co ma myśleć o swoich uczuciach, które pojawiły się tak nagle. Bał
się ich. Kiedyś przysiągł sobie, że nigdy się nie zakocha. Że nie zostanie
ponownie opuszczony i zraniony przez kobietę. Ale nie mógł też znaleźć w sobie
wewnętrznej siły, aby tak po prostu zostawić Cassie.
Pragnął
sprawić, że na twarzy dziewczyny pojawi się uśmiech.
Że
zazna szczęścia.
Dzięki
niemu.
Wiem, że ten rozdział nie jest nie wiadomo jak powalający. Byłby naprawdę dobry, gdyby nie moja głupota i nieuwaga wczorajszego wieczoru. Mało tego, dodałabym go wczoraj. Niestety wczoraj usunęła mi się większa cześć rozdziału i dzisiaj musiałam napisać ją po raz drugi i nie wyszła taka dobra jak wcześniej. Cóż, moja wina. Przepraszam. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest taki zły...
Dziękuję wam za nominacje do Libster Awards. Odpowiedzi na pytania znajdziecie w linku, który podam pod spodem. Myślę, że następny rozdział dodam w okolicach mikołajek, żeby zrobić wam przyjemność. :)
EDIT: Nie martwcie się, jeśli brakuje wam naszego kochanego Andrew. W następnym rozdziale to on gra pierwsze skrzypce. :)
EDIT: Nie martwcie się, jeśli brakuje wam naszego kochanego Andrew. W następnym rozdziale to on gra pierwsze skrzypce. :)
Świetne, świetne, świetne. Hugo jest mega ♥
OdpowiedzUsuńStrasznie mi szkoda Cassie
Czekam na następny :)
Jestem pierwsza :D Jeeej !
świetny :D
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że blake będzie z cassie :)
♥♥♥♥♥ :*
I co ja mam napisać *-* Dałaś w tym rozdziale tyle emocji, że prawie weszłam do monitora ;D
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się relacje Hugo i Sam, a Cassie mnie jakoś... wkurza? :D nie wiem, może zmienię jeszcze o niej zdanie ;)
Jak dla mnie długość rozdziału jest idealna- nie za długi ani nie za krótki :D O, i bardzo się cieszę, że w kolejnym rozdziale będzie duuuużo Andrew :D no bo to w końcu jeden z moich ulubionych bohaterów ;)
Jakoś długo się nie rozpisałam, ale wiesz pewnie, że bardzo bardzo mi się podoba <3
Trzymam Cię za słowo, i mam nadzieję, że dodasz kolejny rozdział w okolicach mikołajek :*
♥
ło matko ;D czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńCześć kochana. Nominowałam cię do Liebster Award na http://dolor-maldito.blogspot.com/ oraz dodaję tam twój blog do linków <3
OdpowiedzUsuńjejku !!! najpiękniejszy rozdział co ty mówisz, jak Ci się może nie podobac noo ? tyle emocji., że nie wiem co powiedzieć.To takie piekne co tworzy sie pomiedzy Cassie a Blake'm i Hugo a Samanthą <3 tak mi strasznie szkoda dziewczyn, ale chłopcy na szczęście dzielnie im pomagają w najtrudniejszych chwilach z czego bardzo się cieszę. No co jeszcze mogę napisać ? czekam na kolejny z niecierpliwością ! buziaki :* / wishmeyourself.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCześć ! Dopiero dzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga, chociaż tkwił on u mnie w zakładkach już od jakiegoś czasu. Właściwie nie wiem jakim sposobem się tam znalazł, ale cieszę się że czekał tam spokojnie na swoją kolej, która właśnie nadeszła. Już na samym początku wyczułam tutaj klimat ze skinsów. Bardzo lubię ten serial dlatego też opowiadanie również mi się podoba. Każdy z bohaterów twojego opowiadania przeżył coś innego, przez tyle lat byli pogrążeni w smutku, zagubieni w swoich problemach, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Dobrze, że w końcu znaleźli siebie. Mimo, że ta biblioteka miała być dla nich karą, chyba okazała się błogosławieństwem. W końcu znaleźli siebie, i mogą liczyć na swoje wsparcie. Przynajmniej na razie tak jest, co przyniesie życie i jak potoczą sie ich losy zobaczymy. Ciekawa jestem jak rozwiną się sprawy uczuciowe między bohaterami, mimo że na dzień dzisiejszy wszystko idzie w dobrym kierunku, czuję że nie będzie wcale tak prosto i kolorowo. Każde z nich jest straszne wrażliwe, i zlęknione, boją się komuś zaufać, chociaż tak naprawdę wiedzą, że siebie potrzebują.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i jeżeli możesz informuj mnie na twitterze : @Eirenneee
Jeżeli znajdziesz chwilkę wolnego czasu, zapraszam również do siebie : http://you-and-i-and-onedirection.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę dużo weny, pomysłów i przyjemności z pisania! :*
No hej, hej ;) Szczerze, to nie wiem co napisać, rozdział jak zwykle cudny! Świetnie opisujesz uczucia bohaterów, co pozwala czytelnikowi jesze bardziej wczuć się w akcję opowiadania. Ta scena na dachu, czułam się jakbym razem z nimi tam stała!Blake i Hugo są naprawdę do siebie podobni! W tym rozdziale ukazałaś ich jako troskliwych i opiekuńczych chłopaków! Szczerze, to dużo bardziej spodobał mi się "związek" Hugo i Sam, bo jakoś tak Cassie mnie irytuję. Po prostu ona mi nie pasuje do Blake'a, wolałabym aby zostali przyjaciółmi. Oczywiście nie sugeruję, aby ta bohaterka była z Drew. Bo jeśli zrobisz dwie pary, to jeden zostanie sam ;( buuu! A trójkącik i ciągłe kłótnie pomiędzy bohaterami będę za bardzo przeżywała! Czekam na kolejny rozdział! Dodawaj jak najszybciej! <333
OdpowiedzUsuńAż nie wiem, co powiedzieć. Tyle tutaj emocji; cierpienia, ale też miłości i zrozumienia.
OdpowiedzUsuńSerce mi się krajało, gdy czytałam moment, q którym Cassie stoi ns dachu i płacze, wypominając wszystko, co ją boli.
Cieszę się również, że Blake'owi tak na niej zależy i mam nadzieję, że pomoże jej uporać się ze samą sobą.
Samantha. Sama nie wiem, co mam sądzić. Wywarła na mnie raczej pozytywne wrażenie, ale mam wrażenie, że jest jak taki kameleon. Krucha, ale twarda i wybuchowa.
No i Hugon, coś mi się wydaje, że w obu przypadkach właśnie rodzą nam się potężne uczucia.
Pozdrawiam i czekam na kolejny!:)
Nawet nie wiem, jak wyrazić swoje odczucia względem tego rozdziału. Jak to tej pory, to podoba mi się najbardziej ze wszystkich. Pewnie dlatego, że uwielbiam opisy cierpienia, smutku, rozpaczy i takie piękne sceny, jak ta, w której Blake powiedział Cassie, że jej potrzebuje. Nie przypuszczałam, że z nią może być aż tak źle. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że będzie chciała popełnić samobójstwo. Dobrze, że zdołali znaleźć ją na czas. Gdyby nie oni... Boże, Cassie mogłaby leżeć martwa na chodniku, pod budynkiem. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie postąpi w taki sposób. Może obecność przyjaciół jakoś jej pomorze uporać się z cierpieniem i tęsknotą za matką. Czyżbyś planowała połączyć Hugona z Sam i Cass z Blake'yem? Ale fajnie, aż dwie pary.
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Awards! Więcej na stay-there-forever.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPół rozdziały za mną, potem nadrobię następną część! :)
Jeeeeej tajemniczy.
OdpowiedzUsuńLubie takie :)
Duzo sie w nim wydarzylo ale mnie to cieszy.Czekam na nastepny rozdzial :D
Muszę zgodzić się z tym, że do samotności można się przyzwyczaić. Sama doskonale coś o tym wiem, dlatego rozumiem Sam. Spodobało mi się zachowanie Blake'a i to, że się martwił o Cassie. Może i ona nie jest dzieckiem, ale wiedziałam, że nie wróci do przyjaciół. Po prostu czułam, iż zapragnie zapomnieć o czymś, co wyraźnie nie dawało jej spokoju. Boi się szczęścia. Myślę, że przeraża ją fakt, iż naprawdę zaczęła posiadać przyjaciół. Boi się myśli, że mogliby ją opuścić i znów zostałaby zupełnie sama. Jednak narkotyki nie są dobrym rozwiązaniem. Brnie w bagno, z którego ciężko się wydostać. To naprawdę smutne. Tym bardziej, że najnormalniej w świecie próbowała spławić trójkę znajomych, którzy się o nią martwili.
OdpowiedzUsuńCassie stojąca na krawędzi dachu z butelką w ręce... przed moimi oczami od razu ukazał się Chuck Bass w tej samej sytuacji xD. Ale nieważne. Sytuacja naprawdę się skomplikowała. Przez moment bałam się, że Cassie naprawdę skoczy. Jej słowa były przepełnione takim bólem, że aż mnie serce zabolało. Jednak Blake wypowiedział w jej stronę naprawdę wspaniałe rzeczy. Jest dla niego, jak powietrze. Zależy mu na Cassie. Wszystkim przyjaciołom na niej zależy. Nie jest sama. Już nie. A Blake chyba zaczął się w niej zakochiwać. Rodzi się między nimi uczucie, tak samo, jak między Sam i Hugo. A z początku myślałam, że Cassie będzie z Andrew. Cóż za zaskoczenie.
Rozdział świetny. I muszę przyznać ze szczerym sercem, że postać Cassie jest moją ulubioną w tym opowiadaniu. Czekam na nowość.
Kurczę, emocjonujący ten rozdział, chociaż jeszcze nie do granic możliwości - jestem święcie przekonana, że gdybyś tylko chciała, wcisnęłabyś tyle dramatyzmu, ile nawet dusza nie pragnie, haha.
OdpowiedzUsuńW przeciągu zaledwie dwóch rozdziałów dużo się wydarzyło - a wszystko miało miejsce w tym feralnym klubie. Zastanawiam się czy ciąży nad nim jakaś klątwa, czy też coś podobnego albo po prostu ci ludzie mają non stop pod górkę, eh. Cóż, bywa - życie nie jest tak łaskawe, jakbyśmy chcieli, a to przykre.
Może nie od końca rozumiem motywy, którymi kierowała się Cassie przy swoich myślach samobójczych oraz niemalże ich realizacji, ale jestem święcie przekonana do słów Blake'a. To idealny przykład, że w desperacji potrafimy być zarówno szczerzy, jak i obłudni - wszystko zależy od okoliczności oraz odpowiedniej okazji, a sądzę, że ta nie zdzierżyłaby zwłoki, co mogłoby się zakończyć co najmniej tragicznie dla obydwóch stron.
Aw, te urocze sceny przy końcówce! Śpiąca Sam oraz Hugo jej towarzyszący, a także Blake, który czuwa nad pogrążoną w głębokim, zbawczym śnie Cassie (ogarniam imiona, WOW). Przed oczyma miałam te urocze sceny, jednakże coś mi niewyraźnie, póki co, przeszkadza... Jakaś rysa na szkle. Wydaje mi się, że nie do końca odpowiada mi połączenie Blake i Cassie. W sensie - tak jakby nie wyczuwam chemii. Ale to może się zmieni wraz z biegiem zdarzeń. POKŁADAM W TOBIE NADZIEJE!
Oczywiście, rozdział jak zwykle czarujący i zadowalający, nawet w długości, chociaż trudno mnie zaspokoić w tej kwestii, haha.
HWAITING.
Tacos rule,
AH, i zapomniałam oficjalnie podziękować za nominację do Liebster Award. DZIĘKUJĘDZIĘKUJĘDZIĘKUJĘ! <3
UsuńBardzo dużo emocji w tym rozdziale. W momencie, gdy znaleźli Cassie na dachu zachciało mi się płakać. Z trudem powstrzymałam łzy. Ten rozdział przypomina mi bardzo sytuację z mojego życia, dlatego darzę go zarówno dużym uwielbieniem jak i nienawiścią. Tak pięknie wszystko opisałaś, że czułam wszystkie te emocje, które towarzyszyły paczce przyjaciół. Czułam jak tymi całymi wydarzeniami jednego wieczoru są bardzo zmęczeni. Miałam wrażenie, że jestem tam z nim i tego bardzo Ci gratuluję, bo nie każdy umie napisać tak, że wczuwa się całym sobą w rozdział. Cieszę się, że dzięki temu wszystkiemu Cassie się otworzyła. Czy będzie pamiętać wydarzenia tego wieczoru następnego dnia? Mam nadzieję, że tak.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na prolog. :*
www.otchlan-czasu.blogspot.com
P.S. Czy mogłabyś informować mnie o pojawiających się nowych rozdziałach? Byłabym Ci bardzo wdzięczna. :)
Numer gg: 43536898
Moja biedna, mała Cassie :c Nie spodziewałam się po napadzie na Sam, że wydarzy się coś takiego. Rozdział czytałam dawno więc muszę sobie trochę odświeżyć pamięć, zaraz wracam tu na dół XD To takie ironiczne było gdy już ją znaleźli i nagle tak po prostu dali odejść. Nie łatwiej było po prostu od razu się za nią rzucić? I siłą zaprowadzić do tej nędznej taksówki? XD Dobra, nie byłoby wtedy takiej pięknej sceny z wyznaniem uczuć. Boże... Jak ten rudzielec stał z butelką na krawędzi aż mi zaparło dech w piersiach.
OdpowiedzUsuńCo ty sobie, Cassie wyobrażasz? Chcesz mnie zostawić samą z Hugonem, Sam, Blake`iem i Andrew`em? Oni mnie wykończą XD Serio, czułam się zmarnowana po tym rozdziale. Za dużo emocji. To było takie przełomowe i kochane, to co powiedział Blake. Aż mi się ciepło na serduszku zrobiło. A później gdy wszyscy byli w domu Blake'a, to były takie urocze sceny. Jejku... Myślę, że wszyscy dowiedzieli się o sobie więcej i rozumieją się bardziej. Powinni cieszyć się sobą nawzajem i tym, że mają kogoś dla kogo mieliby choćby wstawać. A oni to całkowita samowolka, robią co chcą i nikt się nimi nie przejmuje to smutne. Uuuu. A w przyszłym rozdziale o Andrew`ie. Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Zdaję sobie sprawę, że ten komentarz jest bardzo chaotyczny, ale musisz mi to wybaczyć <3
Wszyscy piszą takie długie komentarze, a ja nawet nie będę dała rady napisać połowy tego co oni napisali :c A szkoda, bo pod każdym nowo poznanym blogiem, staram sie wyjawić swoje wszystkie odczucia, przeżycia :c Niestety mi to nie wychodzi, zresztą po co to tu pisze? .. Nie ważne! Wchodząc na tego bloga wiedziałam, że twój jezyk i słownictwo będzie dostojne i eleganckie. Nie myliłam się, szablon, który posiadasz mówi sam za siebie i powoduje, że chce się przeczytać chociaż jeden rozdział.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że twoja przygoda nie skońćzy się na tym rozdziale i n tym blogu za widnieje kolejna część tej epickiej opowieści :)
Chciałabym również zaprosić do odwiedzenia swojego bloga, do wyrażenia swojej opinii, do zaobserwowania jak się spodoba, by być na bieżąco! - Vicky <3
Jaaakie długie! *.*
OdpowiedzUsuńUwielbiam długie rozdziały!
Pięknie napisałaś!
Pierwszy raz tu jestem, ale będę zaglądać na pewno! <3
Zapraszam również do mnie na: http://marrymeharrystyles.blogspot.com/
Pozdrawiam! :*