27 listopada 2012

Chapter four

            Kiedy Samantha i Hugo przeciskali się przez tłum, dziewczyna złapała ciemnowłosego za dłoń. Trzymała ją kurczowo, bojąc się znów zostać sama w szalejącym tłumie. Nie umiała wyrazić wdzięczności jaką odczuwała wobec Hugona. Niewątpliwie uratował ją z rąk jakiegoś napalonego mężczyzny, który szukał przypadkowej, nastolatki do zabawy.
            Wciąż odczuwała przerażenie. Wbrew pozorom nie była wcale taka twarda jaką udawała. Może i miała cięty język, ale nie zmienia to faktu, że wciąż była tylko dziewczyną. Samotną boją na morzu, która nie ma nikogo w pobliżu. Ta myśl bolała, jednak nie tak bardzo jak kiedyś. Do samotności idzie się przyzwyczaić.
            Idący obok niej chłopak także układał sobie wszystko w głowie. Emocje w nim buzowały. Czuł jednocześnie ulgę i niepokój. To, że w porę odnalazł Samanthę, było zwykłym łupem szczęścia. Chłopaka oblał zimny pot, kiedy pomyślał co by było, gdyby dotarł kilka minut później. Mimowolnie zadrżał i przełknął ślinę. Miał ściśnięte gardło, bolała go pięść, a serce krajało się za każdym spojrzeniem rzuconym na idącą obok dziewczynę.
            Wiedział, że Sam jest trudną osobą. Patrząc na nią teraz, nie widział w niej tej samej, pewnej siebie i twardej dziewczyny. Zobaczył tylko bezbronną i samotną siedemnastolatkę, która szuka okazji aby wtopić się w tłum. Na swój dziwny sposób, ona i Hugo byli do siebie podobni, ale jeszcze o tym nie wiedzieli.
            Zmierzali w stronę Cassie i Blake`a, których widzieli po raz ostatni w ich sektorze. Kiedy przebrnęli przez gęsty tłum i wreszcie odzyskali swobodę ruchu, Samantha odetchnęła głęboko i objęła się jedną ręką w talii. Przeszli kilka metrów i stanęli przed przyjaciółmi, którzy byli dość zaabsorbowani sobą nawzajem. W chwili, gdy wyczuli cudzą obecność, oderwali się od siebie i spojrzeli na stojącą przed nimi Samanthę u boku Hugona.
            Blake odsunął się od Cassie i zaniepokojony wstał z miejsca. Rudowłosa także zauważyła kiepski stan w jakim znajdowała się Samantha.
            - Co się stało? – spytał Blake, robiąc miejsce Sam, aby ta mogła usiąść na miękkiej kanapie.
            Hugo po skrócie opowiedział im co się wydarzyło. Pominął szczegóły, chcąc oszczędzić dziewczynie więcej cierpienia. Blake i Cassie spojrzeli na nią wzrokiem pełnym współczucia i troski.
            - Może będziemy już wracać? – zaproponował nagle Hugo, który nagle stracił wszelkie chęci do zabawy.
            Wszyscy zgodzili się na propozycję chłopaka, a Cassie oznajmiła im, że skoczy tylko po drinka i będą mogli wychodzić.
            - Nie ma mowy – powiedział Blake ze stanowczością w głosie, chwytając szczupły nadgarstek rudowłosej. Dziewczyna spojrzała na niego ze złością w oczach.
            - Daj spokój, zaraz przyjdę. Nie jestem dzieckiem – warknęła wyszarpując dłoń z uścisku chłopaka. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, wyszła z sektora i błyskawicznie wtopiła się w tłum.
            - Ona nie może iść tam sama! – powiedział Blake przez zaciśnięte zęby. Nie mógł uwierzyć, że tak szybko stracił kontrolę nad sytuacją i pozwolił odejść dziewczynie. W jego głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze scenariusze. Niecierpliwie zastukał palcami o stół, a Hugo uspokoił go, kładąc dłoń na ramieniu.
            - Spokojnie, Cassie wie co robi. Jeśli nie wróci za pięć minut, pójdziemy jej poszukać – postanowił ciemnowłosy, jednak wiedział, że jego słowa brzmią żałośnie. Chciał wierzyć w swoje słowa, które wypowiedział, aby jego przyjaciel nie wpadł w panikę.

~~~
            Rudowłosa doszła do baru i zamówiła kilka kieliszków wódki. Kiedy je otrzymała, wypiła wszystko w niecałe dwie minuty. Skrzywiła się i wstała. Pomimo tego, że wlała w siebie już trochę alkoholu odkąd przyszli do klubu, nie odczuwała mocnych oznak upojenia. Chwilami żałowała, że ma taką mocną głowę. Nie pozwalało jej to na szybkie upicie się i zapomnienie o wszystkich bólach.
            Przez cały wieczór pragnęła tylko jednego. Zapomnienia. Nie chciała dłużej odczuwać bólu, który codziennie ciążył jej w piersi. Był palący i przenikał do każdej komórki jej ciała. Cassie nie była silna. Nawet nie próbowała taka być. Wiedziała, że dni takich jak te będzie więcej, a cierpienie nigdy się nie skończy. Choćby nie wiadomo co robiła, nie mogła być szczęśliwa. Bała się szczęścia. Bała się ludzi, gdyż wiedziała do jakich okropieństw są zdolni.
            Rudowłosa przetarła dłonią kolejne łzy spływające po jej bladych policzkach i udała się w jedno z najbardziej oddalonych miejsc w klubie. Zza dekoltu w sukience wyciągnęła banknoty i podeszła do młodej dziewczyny stojącej po ścianą.
            Kupiła kilka pierwszych lepszych tabletek i wręczyła zapłatę. Bez trudu połknęła wszystkie na sucho i odczekała chwilę. To była już druga dawka narkotyków jaką zaserwowała sobie tego wieczoru. Jedynie dzięki nim jakoś się trzymała. Dzięki nim postrzegała świat w lepszych barwach. Chociaż przez chwilę.
            To uczucie było zgubne, gdyż kiedy magiczny efekt odurzenia mijał, a bolesna rzeczywistość powracała ze zwiększoną siłą. Dziewczyna doskonale o tym wiedziała, jednak wolała przez tą krótką chwilę w czasie, poczuć pozorne szczęście. Chociaż przez chwilę.
            Kiedyś była szczęśliwa. Nawet teraz, jej odurzony narkotykami umysł doskonale pamiętał te chwile. Chwile pełne radości i śmiechu. Chwile kiedy czuła się kochana. Ostatni raz zaznała szczęścia trzy lata temu.
            Dziewczyna potrząsnęła głową, ponownie próbując wyrzucić przykre myśli ze swojego umysłu. Zbliżyła się do tańczących ludzi i nim się spostrzegła, została wchłonięta w tłum. Przymknęła powieki i zakołysała się w rytm muzyki.
            Jej umysł odczuł działanie narkotyków. Dziewczyna z zadowoleniem stwierdziła, że musiały być mocne, gdyż w połączeniu z wódką sprawiły, że myśli Cassie zostały naprawdę zamglone. Źrenice jej się rozszerzyły, a wszystkie bodźce wydawały się wzmocnione. Kolory jaśniejsze i jaskrawsze. Tak samo jej ciało zdawało się być lekkie niczym piórko. Bez trudu wirowała między ludźmi, nie bardzo kontrolując to, co robi. Straciła panowanie nad własnymi kończynami, które były jak z waty. Zaśmiała się głośno i pozwoliła aby jej bezwładne ciało lawirowało w tłumie.

~~~
            Blake, Sam i Hugo szukali Cassie już od kilku minut. Zdenerwowany i jednocześnie przerażony Blake, gorączkowo rozglądał się po zatłoczonym klubie. Jego oddech stał się płytki, a serce biło w szaleńczym tempie. Czuł, że każda komórka jego ciała drży ze strachu o dziewczynę. Martwił się o Cassie, gdyż wiedział, że jest ona bardzo krucha i bezbronna.
            Postanowili się nie rozdzielać i na tyle ile było to możliwe, trzymali się blisko siebie, przeszukując wszystkie kąty klubu. Niespodziewanie przed oczami Samanthy, w oddali mignęły mocno rude włosy. Serce jej stanęło, a dziewczyna zatrzymała się wpół kroku.
            - Tam! – sapnęła, próbując przekrzyczeć muzykę. Szybkim krokiem ruszyli we wskazaną przez brunetkę kierunku. Weszli na podwyższenie, a następnie po niewielkich schodach. I faktycznie. Spostrzeżenie Samanthy było słuszne. Zauważyli szczupłą dziewczynę opierającą się o ścianę.
            Kiedy Cassie zauważyła swoich znajomych, jęknęła w duchu, a zaśmiała się na głos. Był histeryczny i szalony. Wszyscy spojrzeli po sobie, nie wiedząc co dalej robić w tej sytuacji. Od razu zauważyli, ze Assie musiała wziąć jakieś mocne narkotyki i popić je alkoholem.
            - Cassie! Wszędzie cię szukaliśmy! – powiedziała z wyrzutem Sam, łapiąc przyjaciółkę za ramię. – Chodź, wracamy do domu.
            - Okej. To zaczekajcie na mnie przed klubem, a ja skocze do toalety – powiedziała z uśmiechem.
            - To ja poczekam na ciebie, a oni rozejrzą się za taksówkę – zaoferowała się Samantha.
            - Nie. Załatwię to sama, będzie szybciej – upierała się Cassie i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wyminęła ich i ponownie wtopiła się w tłum.
            Wszyscy jęknęli i spojrzeli po sobie zrezygnowanym wzrokiem. Po raz kolejny pozwolili, aby Cassie po prostu umknęła im z rąk.
            - To są chyba jakieś jaja – warknął zrezygnowany Hugo, przeczesując włosy dłonią. Po chwili spytał: - Co w takim razie robimy?
            - Wyjdźmy przed klub i miejmy nadzieję, że tym razem Assie dotrzyma słowa – powiedziała Samantha bez przekonania. Zgodzili się na jej propozycję, gdyż sami nie mieli lepszego pomysłu.
            Dziewczyna poczuła ulgę, kiedy wzięła wdech świeżego powietrza, które uspokoiło szalejące w jej głowie myśli. Obawiała się o Cassie. Tak jak wszyscy. Rudowłosa naprawdę dziwnie się dzisiaj zachowywała. Nie chodziło tutaj o narkotyki. Za tym kryło się coś innego…
            Przed wejściem stali już dobre dziesięć minut. Taksówkę złapali bez większych problemów, a teraz siedzący w aucie kierowca klął pod nosem na to, że musi czekać, aż młodzież łaskawie wsiądzie.
            Blake przechodził z nogi na nogę, co rusz sprawdzając godzinę w telefonie. Kiedy wybiło pięć minut po północy, nie wytrzymał i odwrócił się do przyjaciół.
            - Wracam tam – zapewnił twardo i ruszył z powrotem ku wejściu. Hugo westchnął i powiedział taksówkarzowi, że może odjechać. Nie zwrócił uwagi na kolejne przekleństwa jakimi został obdarowany, tylko podążył za przyjaciółmi.
            Ponownie zaczęli przeszukiwać każdy zakamarek klubu. To było jak zabawa w kotka i myszkę. Wydawało im się, że Cassie po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Sprawdzili wszystkie możliwe miejsca, gdzie dziewczyna mogłaby się ukryć.  Cała trójka wpadała w coraz większą panikę.
            - Powoli – mruknęła Samantha. – Gdzie ostatnio ją widzieliśmy? – spytała chłopaków, którzy przystanęli wpatrując się w nią,
            - Hm… Na górze. W pobliżu są toalety i… - zastanowił się Hugo próbując sobie przypomnieć budowę klubu, w którym często bywał. – I wejście na dach – powiedział z szeroko otwartymi oczami.
            Że też wcześniej o tym nie pomyślał! Wystarczyło wejść w boczny korytarz, a następnie po wąskich schodkach, aby otworzyć metalową klapę i człowiek znajdował się na dachu, pięć pięter nad ziemią.
            - Czy ten wieczór może się skończyć? – jęknęła Samantha, czując wzbierające się w niej zmęczenie. Myśl, że Cassie jest sama na dachu budynku, napawała ją przerażeniem i niepokojem.
            Weszli po wąskich schodach i po chwili wszyscy znaleźli się na dachu. Zawiał w nich zimny wiatr i wszyscy otworzyli szeroko oczy patrząc na rudowłosą.
            Cassie stała na krawędzi dachu, w jednej dłoni trzymając butelkę wódki, którą swoją drogą nie wiadomo skąd wzięła. Jej długie włosy rozwiewał nocy wiatr, a światło księżyca sprawiało, że jej twarz wyglądała na bledszą niż zwykle.
            Dziewczyna pociągnęła łyk trunku i skrzywiła się. Wychyliła się nieco i spojrzała pięć pięter w dół. Zachwiała się nieco i musiała rozłożyć ręce na boki, aby nie spaść. Cassie zachichotała i spojrzała się przez ramię, wyczuwając obecność przyjaciół. Wszyscy, widząc każdy ruch ze strony Cassie, drgali przestraszeni.
            - Wystarczyłby jeden krok… - zaczęła cicho dziewczyna, wpatrując się z powrotem przed siebie.- Jeden krok i cały ból by się skończył. Ułamek sekundy i już by mnie nie było.. – powiedziała z goryczą w głosie i poczuła łzy spływające po jej policzkach. Nie próbowała ich powtrzymać. Każda z nich była oznaką jej słabości i tego w sobie nienawidziła, ale nie miała siły dłuż ej walczyć. Już nie.
            - Cassie, proszę cię. Nie rób głupstw – powiedziała Sam z rozpaczą w głosie. Serce podeszło jej do gardła na widok przyjaciółki. Jej dusze raniły setki ostrzy, kiedy Cassie wypowiadała kolejne słowa. Samantha była w tej chwili bezradna, a to uczucie napawało ją frustracją.
            - Po co mam wciąż żyć? Jeśli każdy kolejny dzień to kolejny ból. Każda przeżyta przeze mnie minuta, to kolejna minuta pełna samotności. Życie to ciąg rozczarowań. W moim nie ma miejsca na szczęście. Pogodziłam się z tym już dawno. – Cassie przerwała swój monolog, patrząc na telefon. Zegarek na wyświetlaczu wskazywał godzinę dziesięć minut po północy. Przez chwilę panowała kompletna cisza. Hugo, Blake i Samantha z przerażeniem wpatrywali się w drobną sylwetkę rudowłosej, która chwiała się niebezpiecznie. Jeden gwałtowny ruch, i jej ciało spadłoby pięć pięter w dół.
            - Dzisiaj mijają trzy lata odkąd moja mama nie żyje. – Cichy szept Cassie rozniósł się w powietrzu, przerywając ciszę, która między nimi nastała. – Trzy lata, od kiedy nie zaznałam szczęścia. Trzy lata odkąd poczułam się potrzebna. – dziewczyna zaszlochała cicho, zaciskając dłonie w pięści. Butelka którą trzymała w dłoni, upadła metr od niej. Szloch Cassie był rozpaczliwy, żałosny i pełen cierpienia. Każda łza wylana przez nią była kolejnym apelem po pomoc. Dziewczyna chwilami czuła się, jakby żyła za przezroczystą ścianą. Wszyscy ją widzą, ale nikt nie słyszy jej rozpaczliwego wołania.
            - Nie chcę tak dłużej żyć! Chce zakończyć ten ból, samotność, strach… Nie mam siły… Jeśli umrę, nikt nie zwróci na to uwagi. Nikogo to nie obejdzie, bo nikomu na mnie nie zależy. Jaki jest w tym więc sens?  – spytała Cassie pociągając nosem. Przeszła kilka kroków po krawędzi, a do jej chaotycznych myśli, wkradła się kolejna.
            - Tak właśnie wygląda moje życie. Tak jak teraz. Żyję na krawędzi między życiem a śmiercią. Każdego dnia jestem o krok od śmierci. Proszę, pozwólcie zakończyć mi ten ból – z gardła dziewczyny wydostała się kolejna fala płaczu.
            Wszyscy przyjaciele z niekrytym przerażeniem i smutkiem wpatrywali się w sylwetkę dziewczyny. Nikt nie wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Nie mieli pojęcia co powiedzieć, jak zareagować, co zrobić. Po twarzy Samanthy spływały łzy strachu i cierpienia. Zrobiła niepewny krok do przodu, jednak Cassie zatrzymała ją gwałtownym ruchem dłoni, sprawiając tym samym, że ponownie się zachwiała. Obraz przed jej oczami zawirował.
            - Cassie proszę. Zejdź stamtąd – powiedział Blake z rozpaczą w głosie. – Masz nas. Żyjemy bo mamy dla kogo. Żyjemy bo mamy siebie nawzajem. Potrzebujesz nas Cassie, a my chcemy ci pomóc. Tylko musisz nam na to pozwolić… - Ciemnowłosy wiedział, że jego błagania brzmią żałośnie, jednak nie miał lepszego pomysłu. To była ostatnia deska ratunku i najlepszy pomysł na jaki wpadł. – Ja cię potrzebuję. Wszyscy cię potrzebujemy. Proszę cię Assie – powiedział cicho chłopak.  Zamrugał kilkakrotnie, próbując powstrzymać napływające do jego oczu łzy. Słowa które przed chwilą wypowiedział były ostatnim co mu przyszło do głowy. Nie wiedział co więcej może powiedzieć lub zrobić.
Nie do końca też wiedział czy są one szczere, jednak wiedział, że obdarzył Cassie obcym mu uczuciem. Przerażało go to, a jednocześnie koiło zranione serce. Obecność tej dziewczyny była dla niego jak magiczne lekarstwo, które może uleczyć najgroźniejszą chorobę.
- Jesteś dla mnie jak powietrze Cassie – powiedział nieśmiało i uśmiechnął się delikatnie.
- Taka niewidzialna? – spytała szeptem dziewczyna, wciąż cicho łkając.
- Taka ważna Cassie – odpowiedział z uporem w głosie.
Słysząc słowa chłopaka, rudowłosa ponownie wybuchnęła płaczem. Wiedziała, że rani wszystkich naokoło. To co teraz robi, zadaje wielki ból jej przyjaciołom. Wiedziała, ze jej matka chciałaby, aby Cassie była silną dziewczyną. Na taka ją wychowała. Nie byłaby z niej dumna, gdyby widziała, że jej córka się głodzi i bierze narkotyki. Ona cierpiała, jej przyjaciele i matka, która obserwuje ją z góry.
Cassie czuła, że gdzieś w środku niej znajduje się cząstka, która chce walczyć. Dla mamy. Ona po prostu nie miała siły, aby tą cząstkę odnaleźć. Chciała jednak spróbować.
Cała trójka jak jeden mąż, zrobiła niepewny krok do przodu, czujnie obserwując reakcje Cassie      . Dziewczyna stała nieruchomo, więc zbliżali się do niej, powoli zmniejszając odległość, która ich dzieliła. Po chwili znaleźli się metr od rudowłosej, a Cassie odwróciła się do nich przodem, ukazując swoją zapłakaną twarz.
Zeszła z krawędzi i spuszczając wzrok na swoje buty, ruszyła w stronę Blake`a. Przylgnęła do niego całym ciałem, chwytając poły jego koszulki. Zacisnęła je mocno i po jej policzkach spłynęły kolejne słone łzy bezradności.

~~~
Samantha leżała na kanapie w salonie, w mieszkaniu Blake`a, okryta kocem i z kubkiem ciepłej herbaty w ręku. Kiedy wsiedli do taksówki, Blake od razu zaproponował, aby wszyscy przenocowali u niego. Kiedy tylko weszli do mieszkania, chłopak udał się gdzieś z drzemiącą w jego ramionach Cassie, a Samantha odnalazła łazienkę. Przemyła twarz i na tyle ile było to możliwe, zmywając makijaż. Długie włosy spięła w kitkę i położyła się na kanapie.
Hugo, który trzymał się z nich wszystkich najlepiej, zrobił Sam herbatę i okrył ją kocem. Dziewczyna poczuła przyjemne ciepło w sercu. To, że ktoś się o nią troszczył sprawiło jej niezwykłą przyjemność. Spojrzała z wdzięcznością na chłopaka, który po chwili też gdzieś zniknął.
Samantha siedziała w ciemnym salonie, a przez okno wpadało światło księżyca. Dziewczyna spojrzała na zegarek stojący na komodzie. Było wpół do drugiej w nocy. Ciemnowłosa przymknęła oczy i zmęczona oparła głowę o oparcie kanapy. Dzisiejsze wydarzenia całkowicie ją wyczerpały.
Okazało się to, że Hugo wcale nie jest takim aroganckim dupkiem, za jakiego go na początku brała. Wystarczył jeden wieczór, aby zmieniła o nim zdanie. Przy bliższym poznaniu chłopak ukazywał swoją prawdziwą, lepszą twarz. Twarz ciepłej, opiekuńczej i miłej osoby.
Słowa Cassie i jej własne przeżycie bardzo ją dotknęły. Nie chciała myśleć co by było gdyby Hugo nie odnalazł jej w porę. To wszystko było jego zasługą. To, że w porę odszukali Cassie, także. W końcu to on wpadł na to, że dziewczyna mogła wejść na dach budynku. Dzisiejszej nocy, wszyscy byli jego dłużnikami.
Pogrążona we własnych myślach, nie zauważyła tego, że Hugo wszedł do pokoju. Chłopak stanął przy oparciu kanapy, patrząc na dziewczynę. Westchnął ciężko, myśląc, że dzisiejsza noc z pewnością zostawi bliznę w jej pamięci.
Sam zauważyła przybycie Hugona i odwróciła się do niego. Posłała mu delikatny uśmiech i spytała:
- Gdzie Cassie i Blake?
- W drugim pokoju – odpowiedział chłopak i podrapał się po głowie. Zaśmiał się nerwowo, a w jego policzkach ukazały się dołeczki. – Blake powiedział, że ma w mieszkaniu tylko dwa łóżka… - zawahał się chłopak. – Ale mogę przenocować na podłodze, nie ma sprawy.
Samantha zaśmiała się cicho i przewróciła oczami. Bez słowa odsunęła się na bok, robiąc miejsce chłopakowi. Kanapa była dość duża, więc bez problemu się zmieścili.
- Jak myślisz? Będzie coś między nimi? – spytała Samantha, przerywając cisze, która między nimi nastała.
- Między kim?
- No między Cassie a Blakiem – powiedziała zniecierpliwiona i uśmiechnęła się lekko.
- Nie wiem. Może… W sumie to mają się ku sobie…       
- Yhm. Czuć między nimi miętę – zaśmiała się cicho Samantha. – Ale to dobrze. Oni się nawzajem potrzebują. Blake miał rację…
Dziewczyna przerwała i westchnęła ciężko na wspomnienie, które pojawiło się w jej głowie. Samantha czuła przyjemne ciepło bijące od ciała Hugona i w żadnym stopniu nie odczuwała skrępowania leżąc obok niego. Obecność Hugona w pewnym sensie ją uspokajała, chociaż jeszcze kilka dni temu powiedziałaby zupełnie co innego.
- Dziękuję ci – powiedziała niespodziewanie, wyrywając chłopaka z zadumy. – Dziękuję, że w porę mnie znalazłeś… Że wpadłeś na to, gdzie może być Cassie… Jestem twoją dłużniczką. Nie wiem co by się stało, gdybyś w porę mnie nie znalazł… - Potok słów wydobywający się z jej ust zdawał się nie mieć końca i był niezwykle chaotyczny. Sam czuła jak niekontrolowany strumień łez spływa jej po policzkach. Wspomnienie mężczyzny, który chciał ją wykorzystać spowodowało fale bólu.
Hugo zauważył łzy dziewczyny i jego serce krajało się na kawałeczki. Chłopak spróbował się uśmiechnąć, jednak zamiast tego wyszedł mu grymas.
- Nie płacz, proszę. Zbyt wiele łez dzisiaj było… - powiedział wycierając jej mokre policzki. Pchnięty nieznaną mu siłą, zastygł z dłonią przy jej twarzy i niepewnym ruchem, przejechał po niej kciukiem, czujnie obserwując reakcje ciemnowłosej. Ku jego zaskoczeniu, dziewczyna przymknęła swoje niebieskozielone oczy.
Sprawiała wrażenie rozluźnionej i spokojnej. Nastała między nimi kojąca cisza, a każde z nich pogrążyło się we własnych rozmyślaniach. Hugo po kilku minutach spojrzał na Samanthę i stwierdzi, że dziewczyna, nie wiedząc kiedy, pogrążyła się we śnie.
Podczas snu wyglądała tak niewinnie. Koś kto by ją teraz zobaczył, w życiu nie domyśliłby się, jaka gwałtowna i wybuchowa potrafi być. Spojrzał na jej łagodne rysy twarzy, które były teraz całkowicie wygładzone. Podczas snu wydała mu się jeszcze piękniejsza niż zwykle.
Uśmiechnął się delikatnie i chcąc wykonywać jak najmniej gwałtowne ruchy, ułożył się w jak najwygodniejszej pozycji. Śpiąca na jego ramieniu dziewczyna trochę mu to uniemożliwiała, ale nie chciał jej budzić.

~~~
Blake z troską w oczach spojrzał na śpiącą Cassie. Jej blada twarz była opuchnięta od płaczu, jednak nie odbierało jej to urody, czy uroku osobistego. Wydawała się teraz bardziej krucha niż zwykle, co tylko spotęgowało jego troskę o nią.
Uliczne lampy rzucały podłużne smugi światła, które dostawały się do mieszkania chłopaka, oświetlając twarz Cassie. Jej długie rzęsy rzucały cień na policzki, a blade, pełne usta były lekko rozchylone.
Chłopak spojrzał na nią z bólem w oczach i schował twarz w dłoniach. Był zmęczony. Nie wiedział, że Cassie aż tak cierpi. Nikt nie wiedział. W pewnym stopniu miał do niej pretensje, że nie powiedziała mu o tym, że dziś jest trzecia rocznica śmierci jej matki. Ale po długim rozmyślaniu, zdał sobie sprawę, że Cassie nie należy do osób, które opowiadają o swoich problemach pierwszej lepszej osobie.
To co dzisiaj Cassie próbowała zrobić, zadało mu niewyobrażalny ból. Sam nie wiedział, dlaczego aż tak to przeżywał. Nie wiedział co ma myśleć o swoich uczuciach, które pojawiły się tak nagle. Bał się ich. Kiedyś przysiągł sobie, że nigdy się nie zakocha. Że nie zostanie ponownie opuszczony i zraniony przez kobietę. Ale nie mógł też znaleźć w sobie wewnętrznej siły, aby tak po prostu zostawić Cassie.
Pragnął sprawić, że na twarzy dziewczyny pojawi się uśmiech.
Że zazna szczęścia.
Dzięki niemu.                     


Wiem, że ten rozdział nie jest nie wiadomo jak powalający. Byłby naprawdę dobry, gdyby nie moja głupota i nieuwaga wczorajszego wieczoru. Mało tego, dodałabym go wczoraj. Niestety wczoraj usunęła mi się większa cześć rozdziału i dzisiaj musiałam napisać ją po raz drugi i nie wyszła taka dobra jak wcześniej. Cóż, moja wina. Przepraszam. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest taki zły...  
Dziękuję wam za nominacje do Libster Awards. Odpowiedzi na pytania znajdziecie w linku, który podam pod spodem. Myślę, że następny rozdział dodam w okolicach mikołajek, żeby zrobić wam przyjemność. :) 
EDIT: Nie martwcie się, jeśli brakuje wam naszego kochanego Andrew. W następnym rozdziale to on gra pierwsze skrzypce. :)

19 komentarzy:

  1. Świetne, świetne, świetne. Hugo jest mega ♥
    Strasznie mi szkoda Cassie
    Czekam na następny :)

    Jestem pierwsza :D Jeeej !

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny :D
    mam nadzieję że blake będzie z cassie :)
    ♥♥♥♥♥ :*

    OdpowiedzUsuń
  3. I co ja mam napisać *-* Dałaś w tym rozdziale tyle emocji, że prawie weszłam do monitora ;D
    Bardzo podobają mi się relacje Hugo i Sam, a Cassie mnie jakoś... wkurza? :D nie wiem, może zmienię jeszcze o niej zdanie ;)
    Jak dla mnie długość rozdziału jest idealna- nie za długi ani nie za krótki :D O, i bardzo się cieszę, że w kolejnym rozdziale będzie duuuużo Andrew :D no bo to w końcu jeden z moich ulubionych bohaterów ;)
    Jakoś długo się nie rozpisałam, ale wiesz pewnie, że bardzo bardzo mi się podoba <3
    Trzymam Cię za słowo, i mam nadzieję, że dodasz kolejny rozdział w okolicach mikołajek :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć kochana. Nominowałam cię do Liebster Award na http://dolor-maldito.blogspot.com/ oraz dodaję tam twój blog do linków <3

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku !!! najpiękniejszy rozdział co ty mówisz, jak Ci się może nie podobac noo ? tyle emocji., że nie wiem co powiedzieć.To takie piekne co tworzy sie pomiedzy Cassie a Blake'm i Hugo a Samanthą <3 tak mi strasznie szkoda dziewczyn, ale chłopcy na szczęście dzielnie im pomagają w najtrudniejszych chwilach z czego bardzo się cieszę. No co jeszcze mogę napisać ? czekam na kolejny z niecierpliwością ! buziaki :* / wishmeyourself.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć ! Dopiero dzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga, chociaż tkwił on u mnie w zakładkach już od jakiegoś czasu. Właściwie nie wiem jakim sposobem się tam znalazł, ale cieszę się że czekał tam spokojnie na swoją kolej, która właśnie nadeszła. Już na samym początku wyczułam tutaj klimat ze skinsów. Bardzo lubię ten serial dlatego też opowiadanie również mi się podoba. Każdy z bohaterów twojego opowiadania przeżył coś innego, przez tyle lat byli pogrążeni w smutku, zagubieni w swoich problemach, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Dobrze, że w końcu znaleźli siebie. Mimo, że ta biblioteka miała być dla nich karą, chyba okazała się błogosławieństwem. W końcu znaleźli siebie, i mogą liczyć na swoje wsparcie. Przynajmniej na razie tak jest, co przyniesie życie i jak potoczą sie ich losy zobaczymy. Ciekawa jestem jak rozwiną się sprawy uczuciowe między bohaterami, mimo że na dzień dzisiejszy wszystko idzie w dobrym kierunku, czuję że nie będzie wcale tak prosto i kolorowo. Każde z nich jest straszne wrażliwe, i zlęknione, boją się komuś zaufać, chociaż tak naprawdę wiedzą, że siebie potrzebują.
    Czekam na kolejny rozdział i jeżeli możesz informuj mnie na twitterze : @Eirenneee

    Jeżeli znajdziesz chwilkę wolnego czasu, zapraszam również do siebie : http://you-and-i-and-onedirection.blogspot.com/

    Pozdrawiam i życzę dużo weny, pomysłów i przyjemności z pisania! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. No hej, hej ;) Szczerze, to nie wiem co napisać, rozdział jak zwykle cudny! Świetnie opisujesz uczucia bohaterów, co pozwala czytelnikowi jesze bardziej wczuć się w akcję opowiadania. Ta scena na dachu, czułam się jakbym razem z nimi tam stała!Blake i Hugo są naprawdę do siebie podobni! W tym rozdziale ukazałaś ich jako troskliwych i opiekuńczych chłopaków! Szczerze, to dużo bardziej spodobał mi się "związek" Hugo i Sam, bo jakoś tak Cassie mnie irytuję. Po prostu ona mi nie pasuje do Blake'a, wolałabym aby zostali przyjaciółmi. Oczywiście nie sugeruję, aby ta bohaterka była z Drew. Bo jeśli zrobisz dwie pary, to jeden zostanie sam ;( buuu! A trójkącik i ciągłe kłótnie pomiędzy bohaterami będę za bardzo przeżywała! Czekam na kolejny rozdział! Dodawaj jak najszybciej! <333

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż nie wiem, co powiedzieć. Tyle tutaj emocji; cierpienia, ale też miłości i zrozumienia.
    Serce mi się krajało, gdy czytałam moment, q którym Cassie stoi ns dachu i płacze, wypominając wszystko, co ją boli.
    Cieszę się również, że Blake'owi tak na niej zależy i mam nadzieję, że pomoże jej uporać się ze samą sobą.
    Samantha. Sama nie wiem, co mam sądzić. Wywarła na mnie raczej pozytywne wrażenie, ale mam wrażenie, że jest jak taki kameleon. Krucha, ale twarda i wybuchowa.
    No i Hugon, coś mi się wydaje, że w obu przypadkach właśnie rodzą nam się potężne uczucia.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nawet nie wiem, jak wyrazić swoje odczucia względem tego rozdziału. Jak to tej pory, to podoba mi się najbardziej ze wszystkich. Pewnie dlatego, że uwielbiam opisy cierpienia, smutku, rozpaczy i takie piękne sceny, jak ta, w której Blake powiedział Cassie, że jej potrzebuje. Nie przypuszczałam, że z nią może być aż tak źle. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że będzie chciała popełnić samobójstwo. Dobrze, że zdołali znaleźć ją na czas. Gdyby nie oni... Boże, Cassie mogłaby leżeć martwa na chodniku, pod budynkiem. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie postąpi w taki sposób. Może obecność przyjaciół jakoś jej pomorze uporać się z cierpieniem i tęsknotą za matką. Czyżbyś planowała połączyć Hugona z Sam i Cass z Blake'yem? Ale fajnie, aż dwie pary.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam cię do Liebster Awards! Więcej na stay-there-forever.blogspot.com :)
    Pół rozdziały za mną, potem nadrobię następną część! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeeeeej tajemniczy.
    Lubie takie :)
    Duzo sie w nim wydarzylo ale mnie to cieszy.Czekam na nastepny rozdzial :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Muszę zgodzić się z tym, że do samotności można się przyzwyczaić. Sama doskonale coś o tym wiem, dlatego rozumiem Sam. Spodobało mi się zachowanie Blake'a i to, że się martwił o Cassie. Może i ona nie jest dzieckiem, ale wiedziałam, że nie wróci do przyjaciół. Po prostu czułam, iż zapragnie zapomnieć o czymś, co wyraźnie nie dawało jej spokoju. Boi się szczęścia. Myślę, że przeraża ją fakt, iż naprawdę zaczęła posiadać przyjaciół. Boi się myśli, że mogliby ją opuścić i znów zostałaby zupełnie sama. Jednak narkotyki nie są dobrym rozwiązaniem. Brnie w bagno, z którego ciężko się wydostać. To naprawdę smutne. Tym bardziej, że najnormalniej w świecie próbowała spławić trójkę znajomych, którzy się o nią martwili.
    Cassie stojąca na krawędzi dachu z butelką w ręce... przed moimi oczami od razu ukazał się Chuck Bass w tej samej sytuacji xD. Ale nieważne. Sytuacja naprawdę się skomplikowała. Przez moment bałam się, że Cassie naprawdę skoczy. Jej słowa były przepełnione takim bólem, że aż mnie serce zabolało. Jednak Blake wypowiedział w jej stronę naprawdę wspaniałe rzeczy. Jest dla niego, jak powietrze. Zależy mu na Cassie. Wszystkim przyjaciołom na niej zależy. Nie jest sama. Już nie. A Blake chyba zaczął się w niej zakochiwać. Rodzi się między nimi uczucie, tak samo, jak między Sam i Hugo. A z początku myślałam, że Cassie będzie z Andrew. Cóż za zaskoczenie.
    Rozdział świetny. I muszę przyznać ze szczerym sercem, że postać Cassie jest moją ulubioną w tym opowiadaniu. Czekam na nowość.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurczę, emocjonujący ten rozdział, chociaż jeszcze nie do granic możliwości - jestem święcie przekonana, że gdybyś tylko chciała, wcisnęłabyś tyle dramatyzmu, ile nawet dusza nie pragnie, haha.
    W przeciągu zaledwie dwóch rozdziałów dużo się wydarzyło - a wszystko miało miejsce w tym feralnym klubie. Zastanawiam się czy ciąży nad nim jakaś klątwa, czy też coś podobnego albo po prostu ci ludzie mają non stop pod górkę, eh. Cóż, bywa - życie nie jest tak łaskawe, jakbyśmy chcieli, a to przykre.
    Może nie od końca rozumiem motywy, którymi kierowała się Cassie przy swoich myślach samobójczych oraz niemalże ich realizacji, ale jestem święcie przekonana do słów Blake'a. To idealny przykład, że w desperacji potrafimy być zarówno szczerzy, jak i obłudni - wszystko zależy od okoliczności oraz odpowiedniej okazji, a sądzę, że ta nie zdzierżyłaby zwłoki, co mogłoby się zakończyć co najmniej tragicznie dla obydwóch stron.
    Aw, te urocze sceny przy końcówce! Śpiąca Sam oraz Hugo jej towarzyszący, a także Blake, który czuwa nad pogrążoną w głębokim, zbawczym śnie Cassie (ogarniam imiona, WOW). Przed oczyma miałam te urocze sceny, jednakże coś mi niewyraźnie, póki co, przeszkadza... Jakaś rysa na szkle. Wydaje mi się, że nie do końca odpowiada mi połączenie Blake i Cassie. W sensie - tak jakby nie wyczuwam chemii. Ale to może się zmieni wraz z biegiem zdarzeń. POKŁADAM W TOBIE NADZIEJE!
    Oczywiście, rozdział jak zwykle czarujący i zadowalający, nawet w długości, chociaż trudno mnie zaspokoić w tej kwestii, haha.
    HWAITING.

    Tacos rule,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AH, i zapomniałam oficjalnie podziękować za nominację do Liebster Award. DZIĘKUJĘDZIĘKUJĘDZIĘKUJĘ! <3

      Usuń
  14. Bardzo dużo emocji w tym rozdziale. W momencie, gdy znaleźli Cassie na dachu zachciało mi się płakać. Z trudem powstrzymałam łzy. Ten rozdział przypomina mi bardzo sytuację z mojego życia, dlatego darzę go zarówno dużym uwielbieniem jak i nienawiścią. Tak pięknie wszystko opisałaś, że czułam wszystkie te emocje, które towarzyszyły paczce przyjaciół. Czułam jak tymi całymi wydarzeniami jednego wieczoru są bardzo zmęczeni. Miałam wrażenie, że jestem tam z nim i tego bardzo Ci gratuluję, bo nie każdy umie napisać tak, że wczuwa się całym sobą w rozdział. Cieszę się, że dzięki temu wszystkiemu Cassie się otworzyła. Czy będzie pamiętać wydarzenia tego wieczoru następnego dnia? Mam nadzieję, że tak.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na prolog. :*
    www.otchlan-czasu.blogspot.com
    P.S. Czy mogłabyś informować mnie o pojawiających się nowych rozdziałach? Byłabym Ci bardzo wdzięczna. :)
    Numer gg: 43536898

    OdpowiedzUsuń
  15. Moja biedna, mała Cassie :c Nie spodziewałam się po napadzie na Sam, że wydarzy się coś takiego. Rozdział czytałam dawno więc muszę sobie trochę odświeżyć pamięć, zaraz wracam tu na dół XD To takie ironiczne było gdy już ją znaleźli i nagle tak po prostu dali odejść. Nie łatwiej było po prostu od razu się za nią rzucić? I siłą zaprowadzić do tej nędznej taksówki? XD Dobra, nie byłoby wtedy takiej pięknej sceny z wyznaniem uczuć. Boże... Jak ten rudzielec stał z butelką na krawędzi aż mi zaparło dech w piersiach.
    Co ty sobie, Cassie wyobrażasz? Chcesz mnie zostawić samą z Hugonem, Sam, Blake`iem i Andrew`em? Oni mnie wykończą XD Serio, czułam się zmarnowana po tym rozdziale. Za dużo emocji. To było takie przełomowe i kochane, to co powiedział Blake. Aż mi się ciepło na serduszku zrobiło. A później gdy wszyscy byli w domu Blake'a, to były takie urocze sceny. Jejku... Myślę, że wszyscy dowiedzieli się o sobie więcej i rozumieją się bardziej. Powinni cieszyć się sobą nawzajem i tym, że mają kogoś dla kogo mieliby choćby wstawać. A oni to całkowita samowolka, robią co chcą i nikt się nimi nie przejmuje to smutne. Uuuu. A w przyszłym rozdziale o Andrew`ie. Nawet nie wiesz jak się cieszę!
    Zdaję sobie sprawę, że ten komentarz jest bardzo chaotyczny, ale musisz mi to wybaczyć <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Wszyscy piszą takie długie komentarze, a ja nawet nie będę dała rady napisać połowy tego co oni napisali :c A szkoda, bo pod każdym nowo poznanym blogiem, staram sie wyjawić swoje wszystkie odczucia, przeżycia :c Niestety mi to nie wychodzi, zresztą po co to tu pisze? .. Nie ważne! Wchodząc na tego bloga wiedziałam, że twój jezyk i słownictwo będzie dostojne i eleganckie. Nie myliłam się, szablon, który posiadasz mówi sam za siebie i powoduje, że chce się przeczytać chociaż jeden rozdział.
    Mam nadzieję, że twoja przygoda nie skońćzy się na tym rozdziale i n tym blogu za widnieje kolejna część tej epickiej opowieści :)

    Chciałabym również zaprosić do odwiedzenia swojego bloga, do wyrażenia swojej opinii, do zaobserwowania jak się spodoba, by być na bieżąco! - Vicky <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Jaaakie długie! *.*
    Uwielbiam długie rozdziały!
    Pięknie napisałaś!
    Pierwszy raz tu jestem, ale będę zaglądać na pewno! <3
    Zapraszam również do mnie na: http://marrymeharrystyles.blogspot.com/
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń